poniedziałek, 26 kwietnia 2021

PEŁNIA

Jeszcze się wszystko niemal we śnie ścieli,

Prócz adoracji ptaków rozmodlonych,

I jeszcze słońce w atłasie pościeli

Nie ma swych włosów złotem rozłożonych

Na granatowej nieboskłonu poszwie,

Na którym srebrną bieli się poświatą

Księżyc, co w oczach śnieżnym kołem rośnie,

Gorejąc łuną światła na bogato.

Wisi nad ziemią w monstrancji jasności,

Jak hostia w dłoniach kapłana trzymana.

Jak odsunięty właz na wysokości,

Co ludzkim oczom świat inny odsłania.

Idąc chodnikiem, patrzę w pełnię światła.

Szpaler latarni, jak świec na ołtarzu,

Majestatyczność księżyca zaznacza,

Rozlaną bielą na płótnie obrazu.

I zda się duszy, że mnie błogosławi

Ta hostia w górze zawisła nad ziemią.

Śpiew ptaków chwali jej piękno i sławi.

Wszelkie stworzenia ją nad wyraz cenią,

Więc kark pochylam przed nim mimowolnie –

Księżycem w pełni krasy śnieżnobiałej.

Idę przed siebie swobodnie, spokojnie

Ku tej jasności na niebie wspaniałej

I niby jestem z każdym krokiem bliżej,

Niby mnie wielkość tej hostii pochłania,

Niby się robi wokół coraz ciszej,…

Lecz ciało moje jej że nie dogania.

Wtem nagle znikła w rozproszeniu słońca.

W tabernakulum zdaje się zamknięta.

Rozpala duszę nadzieja gorąca,

Że dzień, co nastał, to godzina święta,

A w niej ofiara mych myśli i mowy,

Czynów i mego dzisiaj się starania,

By to, co przyjdzie do szalonej głowy,

Nie miało znamion życia zaniedbania.

Czas kroplą sekund, niczym woda z kranu,

Skapuje z tarczy sennego zegara.

Jesteśmy kwiatem kruchych tulipanów,

Które choć kwitną, to i więdną zaraz.

Warto więc może przy pełni księżyca,

Jak przed Najświętszym stanąć Sakramencie…

Niech to zjawisko nie tylko zachwyca,

Ale rozpala pokornością serce,

Budzi świadomość, że wszystko się kończy,

Że nic nam nie jest wszak dane na stałe,

Że życia wywar każdy łykiem sączy,

Którego kubki nie są przecież całe.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz