Spowiadała
się Mania, w piersi uderzając
I
przed Bogiem bezwstydnie grzech wszelki wyznając,
Że
aż pod kolanami deski w głos trzeszczały
I
konfesjonałem pokutnie wręcz jęczały,
Akustykę
budząc niedyskretnym to echem,
Jakby
na zgromadzonych swobodną uciechę.
Tak
się Mania gnieździła, tak się obsadzała,
Że
aż godzinę niemal wygody szukała,
By
ciałem nie zadręczać duszy w pojednaniu,
Gdyby
ból się ujawnił w jej postękiwaniu.
A,
kiedy już znalazła pozycję swobodną
I
do wyspowiadania w pokorze wygodną,
Wyciągnęła
z torebki zeszyt z zapiskami
O
wypełnionych kartkach Mani to grzechami,
Więc
zaczęła wnikliwie czytać i z przejęciem,
By
się przewinienie nie zeszło z pominięciem.
Analizę
Przykazań Dziesięciu zaczęła.
Przeżegnała
się krzyżem, językiem mlasnęła
I
wnet!, pierwszym zapisem szybko się schwaliła,
Mówiąc,
że przeciwna religiom innym była
Oraz,
że innowierców wcale nie szanuje
I
przeciw nim swą wrogość dumnie afiszuje,
Bo
że wyznań odmiennych wręcz nie toleruje,
Jeno
w Pismo, co Święte, bacznie się wsłuchuje.
Tu
przyznała się nagle, iż czasem się zdarza,
Że,
gdy kogoś w swym gniewie „-urwami” obdarza,
Zwinnie
wplecie Imienia Pana Boga swego
W
szereg słów nieprzyjemnych, lecz… „Cóż to takiego?!
Józef
Świątek spod lasu, gdy żonę wyzywa,
To
Najświętszą Panienkę na litość przyzywa. –
Rzekła
Mania w zapędzie, grzech własny tłumacząc
I
na sucho w pokorze bardzo rzewnie płacząc –
Sołtysowa
zaś – mówi – sołtysa przeklina
I
przekleństwo na Syna Bożego zaklina.
Toż
to większe zmartwienie, większe przewinienie
Niźli
moje drobniutkie, lekkie zapomnienie.
A,
dzień święty – powiada – czczę z wielkim oddaniem.
Zanim
słońce się zbudzi przed koguta pianiem
Ja
w pacierzach przejęta męża swego gonię,
By
się pracą nie skalać i mieć czyste dłonie.
Nie
gotuję, nie sprzątam, jeno na modlitwie
Klęczę
całe godziny, by modlitwy wszystkie
Panu
Bogu z oddaniem szczerze ofiarować,
Dzięki
czemu jest na Mszy spokojniutka głowa.
Mąż mnie zawsze wyręcza w pracy wszelkim trudzie,
Bo
jest wierny swej żonie, jako pies przy budzie.
A,
po czwarte… – powiada, kartki przekręcając
I
grzech wobec Przykazań w szczerości czytając –
Ojciec
mój oraz matka dawno już pomarli,
Że
się teraz na pewno ciałem na proch starli,
Więc
potrzeby już nie ma, by czcić i szanować,
Jeno
szczęściem się wiecznym rodziców radować…”
Ksiądz
się wtula do kratki z lekkim osłupieniem,
Choć
się w spowiedź wsłuchuje w milczeniu z skupieniem.
Mania
dalej szeleści kartkami w zeszycie,
Wyliczając
przed Bogiem grzech szeptem ukrycie –
„Zabić,
też nie zabiłam. Uchowajże Boże!
Dusza
moja wszak muchy ukrzywdzić nie może,
Co
dopiero człowieka pozbawić oddechu?!
Uf…
- westchnęła z radością – Nie mam tego grzechu.
Cudzołożyć…
- jęknęła w głębokiej zadumie.
Widać
po niej, że sensu grzechu nie rozumie.
A,
po chwili mlaskania, mruczenia, stękania
Wtem
się szeptem odzywa w myśl tego wyznania –
Raz,
gdy męża nie było, Tadzik od mleczarza
Żalił
się, że kobieta jego od ołtarza
Rzadko
kiedy z nim sypia, niemal prawie wcale.
I
tak mnie na ramieniu swe wylewał żale,
Żem
z litości w ramiona Tadka przygarnęła,
Bo
mnie przykrość tą krzywdą okrutnie ujęła.
Trudno
jednak to nazwać zdradą, księże drogi.
Serce
dobre, więc do dziś bolą że mnie nogi.
Takem
się tą niedolą Tadzika przejęła,
Żem
od tych pozycyji ciało bólem zgięła.
Co
poradzę, że serce czułe mam i dobre,
I
w tych sprawach mężowi wierne, innym szczodre?!
Nie
z rozpusty, lecz całkiem z mojej wrażliwości
Idę
z niemi do łóżka w oznace litości.
Pan
Bóg to mnie wybaczył, bo dobrze rozumie,
Że
chłop bez spraw cielesnych żyć przecież nie umie.
Gdybym
się tym biedakom tak nie poświęciła,
To
bym się Przykazaniem piątym potępiła.” –
Wtem
cisza… Mania zeszyt ponownie kartkuje
I
po chwili kolejne grzechy rozczytuje –
Nie
kradnę ino biorę, co tylko znajduję,
A!,
że zły ten, co zgubił, i że na mnie pluje…
To
nie moja jest wina, nie moje zmartwienie!
Znalezione
to żadne przecież przewinienie.
Ja
nikogo – powiada Mania w zawziętości –
Nie
obmawiam, nie mówię nic na niego w złości.
Mnie
zarzuca Janeczka od Stacha kowala,
Żem
jest we wsi największa ze wszystkich plotkara.
To
są jednak paskudne, wstrętne pomówienia
I
to w moim odczuciu nie do przebaczenia.
Moja
wina, że więcej wiem niźli bym chciała,
Żem
od ludzi bystrzejsze oko zawsze miała?!
Niech
się wstydzi przewinień swoich, nie języka
Ten,
co w grzechu od Boga do swych spraw przemyka.
Jak,
co widzę, to mówię szczerze w prawdzie całej
I
w osądzie bezwzględnym mocno okazałej.
Jam
nie głupia i sobie wmówić nie pozwolę,
Że
plotkami zarażam wszystkim w swoim kole.
W
sprawie zaś dziewiątego, księże, Przykazania
Taka
się we mnie szczerość w szczerości odsłania:
Nie
pożądam żon innych, bo kobiet nie lubię
I
swojej orientacji w miłości nie gubię.
Jeślim
kiedyś z kimkolwiek w swoim życiu spała,
To
jedynie w mężczyznach szczęścia żem szukała.
Trudno
jednak mi zgadnąć, któren był żonaty?...
Jam
do łóżka ich ciągła, nie na jakieś swaty.
Jeśli
chodzi o rzeczy… – Mania popłakuje
I
tym oto wyznaniem proboszcza częstuje –
Pan
Bóg niesprawiedliwym się troszeczkę zdaje,
Że
innym mniej, a drugim za dużo rozdaje.
Dajmy
na to sąsiadka ma dwa samochody.
U
nas rower jest tylko, w dodatku nienowy.
Jadzia,
nasza sklepowa, ma pieniędzy krocie
I
opływa w luksusach, i w srebrze, i w złocie.
Mnie,
jak na nią się patrzę, pomarzyć zostaje…
Czemu
Pan Bóg nierówno każdemu rozdaje?! –
Pyta
Mania proboszcza z pretensji akcentem,
Rozkładając
w niemocy ramiona przejęte –
To
nie moja jest wina, że mnie przykro bywa!
Innym
Pan Bóg nie szczędzi, choć drugim ubywa.
Więcej
grzechów - powiada, w piersi uderzając
I
pokutę wszem wobec pięścią ogłaszając –
Nie
pamiętam, bo pamięć zawodną mam przecież,
A
com złego zrobiła, to już sami wiecie.”
Klęczy
Mania, lecz kapłan nic się nie odzywa,
Jeno krzyżem przed Bogiem, leżąc, dogorywa.
Nie
wytrzymał spowiedzi biedny proboszczyna,
Bowiem
spowiedź się Mani tak samo zaczyna
I
tak samo się kończy samo! - rozgrzeszeniem.
Wszystkich
Mania obarcza własnym przewinieniem
I
spowiada się ciągle we wszystkich imieniu,
A
ksiądz wrze od środka, choć słucha w milczeniu.
Wszystkich,
których w spowiedzi Mania wymieniła,
Księdza
litość współczuciem do serca tuliła.
Mieli
oni w Mariannie już swoją pokutę,
Lecz…
Jak w Mani wyleczyć to jabłko zatrute?!
Od
lat wielu ksiądz proboszcz bezradnym się czuje,
Bo
w spowiedzi Marianny innych wysłuchuje.
Tak
to bywa, że święto kradzieży nastaje,
Gdy
się z obcych przewinień sprawozdanie zdaje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz