piątek, 9 kwietnia 2021

ŚWIĘTOkradztwa

Spowiadała się Mania, w piersi uderzając

I przed Bogiem bezwstydnie grzech wszelki wyznając,

Że aż pod kolanami deski w głos trzeszczały

I konfesjonałem pokutnie wręcz jęczały,

Akustykę budząc niedyskretnym to echem,

Jakby na zgromadzonych swobodną uciechę.

Tak się Mania gnieździła, tak się obsadzała,

Że aż godzinę niemal wygody szukała,

By ciałem nie zadręczać duszy w pojednaniu,

Gdyby ból się ujawnił w jej postękiwaniu.

A, kiedy już znalazła pozycję swobodną

I do wyspowiadania w pokorze wygodną,

Wyciągnęła z torebki zeszyt z zapiskami

O wypełnionych kartkach Mani to grzechami,

Więc zaczęła wnikliwie czytać i z przejęciem,

By się przewinienie nie zeszło z pominięciem.

Analizę Przykazań Dziesięciu zaczęła.

Przeżegnała się krzyżem, językiem mlasnęła

I wnet!, pierwszym zapisem szybko się schwaliła,

Mówiąc, że przeciwna religiom innym była

Oraz, że innowierców wcale nie szanuje

I przeciw nim swą wrogość dumnie afiszuje,

Bo że wyznań odmiennych wręcz nie toleruje,

Jeno w Pismo, co Święte, bacznie się wsłuchuje.

Tu przyznała się nagle, iż czasem się zdarza,

Że, gdy kogoś w swym gniewie „-urwami” obdarza,

Zwinnie wplecie Imienia Pana Boga swego

W szereg słów nieprzyjemnych, lecz… „Cóż to takiego?!

Józef Świątek spod lasu, gdy żonę wyzywa,

To Najświętszą Panienkę na litość przyzywa. –

Rzekła Mania w zapędzie, grzech własny tłumacząc

I na sucho w pokorze bardzo rzewnie płacząc –

Sołtysowa zaś – mówi – sołtysa przeklina

I przekleństwo na Syna Bożego zaklina.

Toż to większe zmartwienie, większe przewinienie

Niźli moje drobniutkie, lekkie zapomnienie.

A, dzień święty – powiada – czczę z wielkim oddaniem.

Zanim słońce się zbudzi przed koguta pianiem

Ja w pacierzach przejęta męża swego gonię,

By się pracą nie skalać i mieć czyste dłonie.

Nie gotuję, nie sprzątam, jeno na modlitwie

Klęczę całe godziny, by modlitwy wszystkie

Panu Bogu z oddaniem szczerze ofiarować,

Dzięki czemu jest na Mszy spokojniutka głowa.

Mąż mnie zawsze wyręcza w pracy wszelkim trudzie,

Bo jest wierny swej żonie, jako pies przy budzie.

A, po czwarte… – powiada, kartki przekręcając

I grzech wobec Przykazań w szczerości czytając –

Ojciec mój oraz matka dawno już pomarli,

Że się teraz na pewno ciałem na proch starli,

Więc potrzeby już nie ma, by czcić i szanować,

Jeno szczęściem się wiecznym rodziców radować…”

Ksiądz się wtula do kratki z lekkim osłupieniem,

Choć się w spowiedź wsłuchuje w milczeniu z skupieniem.

Mania dalej szeleści kartkami w zeszycie,

Wyliczając przed Bogiem grzech szeptem ukrycie –

„Zabić, też nie zabiłam. Uchowajże Boże!

Dusza moja wszak muchy ukrzywdzić nie może,

Co dopiero człowieka pozbawić oddechu?!

Uf… - westchnęła z radością – Nie mam tego grzechu.

Cudzołożyć… - jęknęła w głębokiej zadumie.

Widać po niej, że sensu grzechu nie rozumie.

A, po chwili mlaskania, mruczenia, stękania

Wtem się szeptem odzywa w myśl tego wyznania –

Raz, gdy męża nie było, Tadzik od mleczarza

Żalił się, że kobieta jego od ołtarza

Rzadko kiedy z nim sypia, niemal prawie wcale.

I tak mnie na ramieniu swe wylewał żale,

Żem z litości w ramiona Tadka przygarnęła,

Bo mnie przykrość tą krzywdą okrutnie ujęła.

Trudno jednak to nazwać zdradą, księże drogi.

Serce dobre, więc do dziś bolą że mnie nogi.

Takem się tą niedolą Tadzika przejęła,

Żem od tych pozycyji ciało bólem zgięła.

Co poradzę, że serce czułe mam i dobre,

I w tych sprawach mężowi wierne, innym szczodre?!

Nie z rozpusty, lecz całkiem z mojej wrażliwości

Idę z niemi do łóżka w oznace litości.

Pan Bóg to mnie wybaczył, bo dobrze rozumie,

Że chłop bez spraw cielesnych żyć przecież nie umie.

Gdybym się tym biedakom tak nie poświęciła,

To bym się Przykazaniem piątym potępiła.” –

Wtem cisza… Mania zeszyt ponownie kartkuje

I po chwili kolejne grzechy rozczytuje –

Nie kradnę ino biorę, co tylko znajduję,

A!, że zły ten, co zgubił, i że na mnie pluje…

To nie moja jest wina, nie moje zmartwienie!

Znalezione to żadne przecież przewinienie.

Ja nikogo – powiada Mania w zawziętości –

Nie obmawiam, nie mówię nic na niego w złości.

Mnie zarzuca Janeczka od Stacha kowala,

Żem jest we wsi największa ze wszystkich plotkara.

To są jednak paskudne, wstrętne pomówienia

I to w moim odczuciu nie do przebaczenia.

Moja wina, że więcej wiem niźli bym chciała,

Żem od ludzi bystrzejsze oko zawsze miała?!

Niech się wstydzi przewinień swoich, nie języka

Ten, co w grzechu od Boga do swych spraw przemyka.

Jak, co widzę, to mówię szczerze w prawdzie całej

I w osądzie bezwzględnym mocno okazałej.

Jam nie głupia i sobie wmówić nie pozwolę,

Że plotkami zarażam wszystkim w swoim kole.

W sprawie zaś dziewiątego, księże, Przykazania

Taka się we mnie szczerość w szczerości odsłania:

Nie pożądam żon innych, bo kobiet nie lubię

I swojej orientacji w miłości nie gubię.

Jeślim kiedyś z kimkolwiek w swoim życiu spała,

To jedynie w mężczyznach szczęścia żem szukała.

Trudno jednak mi zgadnąć, któren był żonaty?...

Jam do łóżka ich ciągła, nie na jakieś swaty.

Jeśli chodzi o rzeczy… – Mania popłakuje

I tym oto wyznaniem proboszcza częstuje –

Pan Bóg niesprawiedliwym się troszeczkę zdaje,

Że innym mniej, a drugim za dużo rozdaje.

Dajmy na to sąsiadka ma dwa samochody.

U nas rower jest tylko, w dodatku nienowy.

Jadzia, nasza sklepowa, ma pieniędzy krocie

I opływa w luksusach, i w srebrze, i w złocie.

Mnie, jak na nią się patrzę, pomarzyć zostaje…

Czemu Pan Bóg nierówno każdemu rozdaje?! –

Pyta Mania proboszcza z pretensji akcentem,

Rozkładając w niemocy ramiona przejęte –

To nie moja jest wina, że mnie przykro bywa!

Innym Pan Bóg nie szczędzi, choć drugim ubywa.

Więcej grzechów - powiada, w piersi uderzając

I pokutę wszem wobec pięścią ogłaszając –

Nie pamiętam, bo pamięć zawodną mam przecież,

A com złego zrobiła, to już sami wiecie.”

Klęczy Mania, lecz kapłan nic się nie odzywa,

Jeno krzyżem przed Bogiem, leżąc, dogorywa.

Nie wytrzymał spowiedzi biedny proboszczyna,

Bowiem spowiedź się Mani tak samo zaczyna

I tak samo się kończy samo! - rozgrzeszeniem.

Wszystkich Mania obarcza własnym przewinieniem

I spowiada się ciągle we wszystkich imieniu,

A ksiądz wrze od środka, choć słucha w milczeniu.

Wszystkich, których w spowiedzi Mania wymieniła,

Księdza litość współczuciem do serca tuliła.

Mieli oni w Mariannie już swoją pokutę,

Lecz… Jak w Mani wyleczyć to jabłko zatrute?!

Od lat wielu ksiądz proboszcz bezradnym się czuje,

Bo w spowiedzi Marianny innych wysłuchuje.

Tak to bywa, że święto kradzieży nastaje,

Gdy się z obcych przewinień sprawozdanie zdaje.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz