piątek, 23 kwietnia 2021

PORANNE TRELE

O, ileż się ptaków nagle rozśpiewało,

Jakby chciał każdy „Dzień dobry” powiedzieć.

Wibracją dźwięku powietrze zadrżało,

Aż echo w miejscu nie może usiedzieć,

A każda nuta o listeczki trąca,

Na źdźbłach traw stygnie, na kwiatach dogasa,

Na skrzydłach z tiulu swej barwy kojąca

W przestrzeniach tańcem rozśpiewania hasa.

Można by stwierdzić, że nic nie istnieje

Poza ów trelem, co z drzew wiatrem płynie,

Które to drzewo od dźwięków goreje,

Jak pod Horebem, gdyż w ogniu nie ginie.

Muzyka topi wszelkie zakłócenia,

Do nagiej piersi świat czule przytula,

A ten już nie ma nic do powiedzenia,

Gdyż płodną gamą się ckliwie rozczula

I cały chłonie partytur namiętność

Bezwładnym zdając się w tej przyjemności

Jakby się wdarła w teraźniejszość wieczność

Na wzór kochanków splecionych w miłości.

Siadam na ławce w forsycji sąsiedztwie

Kwitnącej złotem zagęszczonych kwiatów

W mych myśli płochych jedwabnym berecie…

Zamykam oczy… Słucham tylko ptaków…

I mam wrażenie, że ciało przenika,

Na wskroś mą duszę dźwiękiem nawilżając,

Błękitów fala, nie tylko muzyka,

Całą w obłokach mnie wręcz rozpływając,

Więc mam wrażenie, że chmury dmuchawce

Skórę mą puchem zewsząd otulają,

Ciało me, niczym mgłę rosy na ławce,

Ciepłym oddechem śpiewu rozrzedzają;

Więc mam wrażenie swej nieobecności,

Jakbym nut tonem w zaświat przeniknęła,

Stając się ptakiem,… i na wysokości

Jakbym ramiona piór pełne rozpięła.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz