rodzaju
męskiego
Dawid
zerwał się z łóżka na hałas budzika!
Ledwo
oczy otworzył już biegiem przemyka
Przez
mieszkanie, tor przeszkód w kierunku kibelka,
Bo
pierdzeniem, burczeniem potrzeba jest wielka,
Więc
się sprytem zakleszczył w sedesu obręcze,
Zaciskając
z wysiłku w pięści silne ręce,
A,
gdy skończył, co zaczął, gazetę otworzył
I
uwagę na treści lekturą przełożył.
Po
godzinie wędzenia się w tej atmosferze
W
żabim, wielkim uśmiechu suszył zęby szczerze,
W
tył się z wielkim wysiłkiem za siebie skręcając
Szybkim
ruchem starannie pupę podcierając.
Z
toalety w łazienkę przetoczył się zwinnie,
Stając
błaznem przed lustrem co najmniej dziecinnie,
Bo
na widok odbicia w wiszącym zwierciadle,
Puścił
oczko, unosząc brwi kruczo powabne,
Po
czym cmoknął do siebie, siebie podrywając,
Flirtem
min i wygłupów ego doceniając.
Palcem
grzywę nad czołem wysokim zaczesał
I
na widok łysiny troszeczkę się zmieszał,
Po
czym klatę wyprężył, brzuch pod żebra schował
I
na wdechu, pąsowy ciało adorował,
Patrząc
na nie to z boku, to z przodu, z podziwem,
Po
czym, gdy wydech puścił, zobaczył prawdziwe
Swe
krągłości i kształty, wiszące zgrubienia,
Brzuch,
co fałdą opada na nos przyrodzenia,
A
pod brzuchem dwa jądra już chorej prostaty,
Które
zdobi siwizna i zarost bogaty,
Z
tyłu grube pośladki z wygładzonym włosem.
Stanął
przodem do lustra wbijając się torsem
W
obramówkę zwierciadła, jakby na plakacie,
Po
czym podniósł z podłogi z wczoraj brudne gacie,
Sprawdził
stan zapachowy i lekko się skrzywił,
Bo
że tak je czuć było poważnie się zdziwił.
Wyjął
nową bieliznę z szuflady w łazience,
Mydłem
szarym twarz umył, jajeczka i ręce,
Po
czym ubrał się szybko i na siebie spojrzał
W
wielkim że to zachwycie, gdyż w odbiciu dojrzał
Nie
gorszego mężczyznę od ogierów młodych,
Więc
palcami uszczypnął krągły czubek brody
I
mrugając do siebie, rzekł pewien wartości:
„Oj,
niejeden ci, chłopie!, wdzięku pozazdrości”.
Po
tych słowach wyruszył do pracy w podskokach,
Patrząc
na młode panny, niczym paw, z wysoka,
Jakby
nie one jemu, lecz on się podobał
I
tym siebie uskrzydlił i pewności dodał.
rodzaju
żeńskiego
Innym
jednak porankiem niewiasta się budzi
I
innymi sprawami o świcie się trudzi.
Najpierw
szlafrok zakłada i śniadanie robi.
Jakie
zioła zaparzyć – niezmiernie się głowi,
By
móc wreszcie skorzystać z toalety rankiem,
Która
bywa co czwarty dzień dla niej przystankiem,
Po
czym stoi w łazience z miną przygnębioną,
Widząc
w lustrze szczecinę strasznie wygniecioną.
Włosy
w lewo i w prawo, w gniazdo się splatają
I
na twarz pomarszczoną słomą opadają.
Dłońmi
skórę naciąga, wygładzając skronie.
Szyja
w fałdkach i bruzdach niemal cała tonie.
Pierś
do pasa, pas włosy łonowe zasłania.
Skóra
kolan nie! jędrna kości ich odsłania.
Wzdycha
z żalem kobieta, kiedy siebie widzi.
Była
piękna i młoda, a dzisiaj się wstydzi,
Bo
tu wisi, tam dynda, tu cosik odstaje,
Nawet
pupa spod majtek pośladkiem wystaje,
Który
wisi nad udem niczym falbaneczka,
Choć
powinna go trzymać majtek koroneczka.
Co
tu począć?!... Czas nagli, więc pora się zrobić
I
czym prędzej coś zmienić, i czymś się ozdobić.
Wzięła
prysznic w pachnidłach, upięła fryzurę,
Kremu
warstwy wklepała w pomarszczoną skórę,
Później
baza, korektor i fluidu kitem
Wypełniła
tu, ówdzie, kształty znakomite
Czyniąc
nieco jędrniejsze rysy swego lica,
Którym
trochę się każdy poniekąd zachwyca.
Cień
nad okiem i tuszem rzęsy pociągnęła,
Brwi
musnęła kolorem, na czole rozpięła.
Kredką
usta – kształt, wielkość – sobie poprawiła
I
pomadką objętość schludnie wypełniła.
Założyła
gumowe majty na zmniejszenie
I
figury swej krągłej lekkie wyrzeźbienie.
Po
godzinach dwóch może dom swój opuściła,
Choć
wyglądem wciąż swoim przygnębiona była.
Czyżby
panie od panów tym się wyróżniały,
Że
wyglądać by lepiej nieustannie chciały?!...
Panom,
zda się, że bywa niemal wszystko jedno.
Panie
zaś pragną zostać bajkową królewną.
Pan
szczęśliwy, bo w sobie widzi przystojnego,
Nawet!,
jeśli mu wiele brakuje do tego.
Panie
za to się zdają wiecznie przygnębione,
Bo
i z wiekiem, i z losem wciąż niepogodzone.
W
czym tkwi problem tej walki pań że ciągle z czasem?...
Jestem
piękna, jeżeli wyglądem nie straszę,
Jeśli
mijam lusterko bez krzyku na ustach,
I
szczęśliwa, gdy ciało się samo porusza.
Nie
ma sensu się w sobie złego doszukiwać
I
tym samym truciznę nieszczęścia spożywać.
To
nieważne, czy Wenus z Milo, czy już z bagien,
Ciało
schludnie ubrane, czy bezwstydnie nagie.
Trzeba
pojąć, że piękno, to stan świadomości
I
do siebie samego zdolność że miłości.
Każdy
z nas się starzeje – to nieuniknione,
A
po prostu w codzienność na stałe wtopione.
Jędrne
ciało jest ważne, lecz dusza ważniejsza,
Bo
od ciała we wszystkim bezsprzecznie piękniejsza.
Ciało
bywa narzędziem, dusza przecież nami.
Nie
zadręczaj się zatem żadnymi smutkami.
Czyś
mężczyzna, kobieta – patrz w lustro z miłością!
Będziesz
wówczas w przyjaźni w każdym dniu z radością.
Czyś
jest młody, czy mówią już: „starzec”, „staruszka”,
Ciało
twoje bez duszy, to tylko wydmuszka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz