Jaki masz kolor oczu?... – tak się zastanawiam,
Próbując wyobrazić sobie odcień chabrów.
Jaki kolor włosów z twojej twarzy odsłaniam?
Czyś jest zawsze poważny, pozbawiony żartów?
Jak brzmi twój głos, gdy do mnie ułomnej
przemawia?
Czy na ustach spoczywa ci myśl,… czy modlitwa?
Jaki gest mój lub słowo w zły nastrój cię
wprawia?
Kiedy praca nade mną jest dla ciebie przykra?
Nie masz czasem dość bycia mym aniołem stróżem?
Nie masz dni, w których wszystko byś rzucił w
cholerę?!
Lubisz kwiaty – a jakie?... Stokrotki czy róże?
Wolisz rozmowy słodkie czy bezwstydnie szczere?
Kochasz ptaki w nieszporach chórem rozśpiewane
Czy szum wiatru, którego zmysł niemal nie
czuje?
Pijesz kawę, kakao czy mleko nad ranem?
Co cię wzrusza, co drażni i co ci smakuje?
Czy masz pasję szczególną, co szczęście ci daje?
Czy choć trochę, stróżując, masz czas by
odpocząć?
Jakie w twoim zawodzie macie obyczaje?
W dzień mnie ciągle pilnujesz, lecz… co robisz
nocą?
Stąpasz może po ziemi czy w przestrzeni
suniesz?
Czy ramiona skrzydłami prężą twoje ciało?
Czy mnie zawsze i wszędzie we wszystkim
rozumiesz,
Czy mnie raczej poznajesz i ciągle za mało?
Czy masz imię – a jakie?... Jeśli można
wiedzieć…
Chciałabym się do ciebie zwracać po imieniu.
Nie możesz przecież obok tak bezpańsko siedzieć,
Będąc anonimowym, jak bez chrztu w milczeniu.
Wiem tylko, że masz dłonie wielkie, spracowane,
Silne, o szorstkiej skórze i twardych
odciskach,
Ręce po łokcie trudem okrutnie styrane.
Wiem, że w źrenicach twoich przemęczenie
błyska.
Nie skarżysz się, bo ciszę nic wszak nie
zakłóca,
Więc śmiem twierdzić, że jesteś cierpliwym
aniołem.
Zastanawiam się jednak,… co ciebie zasmuca?
Życie twe, chociaż przy mnie, czy bywa wesołe?
Możesz wszystko mi szczerze wykrzyczeć,
powiedzieć.
Ja przed tobą się cała obnażyłam przecież.
Nie ma nic, czego mógłbyś wszak o mnie nie
wiedzieć.
Jesteś przy mnie w kąpieli, nawet w toalecie,
W roli żony, kochanki, matki oraz córki.
Anatomia przed tobą nic nie ma w sekrecie…
Jesteś ze mną pod górę i gdy bywa z górki –
Wszystko robię przy tobie i z tobą w duecie.
Jaki jesteś? – więc pytam, żądając odsłony.
Po czterdziestu plus wiosnach przecież mogę
wiedzieć.
Nie byłeś że mi dotąd nigdy przedstawiony,
A tyle już przeszliśmy w szczęściu, w bólu, w biedzie.
Czas najwyższy byś podał mi dłoń, w oczy spojrzał,
Swoje imię, choć szeptem, wypowiedział do mnie,
Swoją twarz w mych źrenicach odrysował, dojrzał,
Bym na twoim ramieniu spoczęła spokojnie.
Jaki jesteś? – się pokaż, kiedy będę sama.
Usiądź obok na ławce, dłońmi weź za rękę.
Niech się wtulę w ramiona, jak dziecko kochana.
Niech poczuję na skroni twe bijące serce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz