Nie jestem już tą samą kobietą, co byłam…
Kiedyś z ramionami pod niebem, niczym matka,
Która siebie innym poświecić potrafiła,
Nie zostawiając sobie szczęścia nawet skrawka.
Od zawsze żyłam w biegu oddechem bliźniego,
Okradana z czasu, z pasji i z odpoczynku,
Wpatrzona przede wszystkim w człowieka
drugiego,
Obładowana cudzym ogromem sprawunków;
Wiecznie w pędzie, w pośpiechu, spóźniona na
wszystko,
Wobec siebie zmęczona oraz zaniedbana,
Nad bliźnim pochylona, niczym nad kołyską,
I po łokcie innymi boleśnie styrana.
Tylu w trudzie pocieszyć ochoczo mnie chciało
Z uśmiechami na ustach, plujących trucizną,
Kielichami z mosiądzu wzgardą częstowało –
Dziś się każdy na duszy mej odznaczył blizną…
Już nie jestem tą samą kobietą, co byłam…
Dziś przetarłam twarz dłonią naznaczoną pracą,
Palcem szorstkim powieki przetarłam, zbudziłam
I poznałam, co ludzie tak naprawdę znaczą.
Wielu w twarz mi napluło drwiną i szyderstwem,
Za plecami imieniem mym podle szastając,
A nieliczni mnie w drodze podpierali męstwem,
Dobrym słowem wspierając, mądrym pouczając.
Wielu we mnie widziało dla swych stóp podnóżek,’
Starą szmatę do butów, gałgana na dziury,
A nieliczni służyli, jak i ja im służę,
Sprawiając, że trud wszelki nie był mi ponury.
Kiedy zatem stanęłam, żądając szacunku,
Wyznaczając granicę mojej prywatności,
Niczym hieny na strzępach mego wizerunku
Nie mieli i nie mają odruchów litości.
Dziś porzucam tych ludzi skażonych podłością,
Egoizmem przeżartych aż do szpiku kości.
Jeśli iść, nawet w bólu, to iść z przyjemnością
Obok tych, którzy mają choć cień wrażliwości.
Jeśli robić cokolwiek, to by dobro tworzyć,
W ludzkich sercach rozpalać płomienie miłości,
Pychę deptać bezwzględnie, by nie mogła ożyć
I na dusze zarzucić sideł swej wrogości.
Nie jestem już tą samą kobietą, co byłam…
Dziś wybieram, co słuszne, owoc zwiastujące,
Zastanawiam się nad tym, co i jak zrobiłam?,
Zanim na nieboskłonie pojawi się słońce.
Mówią o mnie przeróżnie i niech tak zostanie.
Nie dbam o to świadoma, że złością się dławią
Ci, którzy w moim życiu czynią zamieszanie
I którzy bez skrupułów morały mi prawią.
Dziś nie jestem już wróżką od spełniania
marzeń,
Więc nie wolę człowieka, lecz Boga chcę
spełniać
I choć w splocie przedziwnych, niekorzystnych
zdarzeń
Przed Bogiem, nie człowiekiem!, będę zawsze
klękać.
To, że jestem ułomna, chroma i w potrzebie
Wiem i po nitce wiedzy do kłębka dochodzę –
Wyciągam dłoń do Tego, co patrzy na Niebie,
Czy śladami Jego stóp po mych drogach chodzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz