Jakąś
dziwną natura ma skłonność człowieka,
Że
od życia szarości w lamenty ucieka,
Więc
narzeka człeczyna, załamując ręce,
Bo
ma mało czy dużo, a chce wiecznie więcej.
Gdera,
ciągle marudzi, dziury szuka w całym.
Nawet!,
gdyby się przed nim problemy schowały,
Zawsze
jakiś wyciągnie i na blat wyłoży,
I
się nad nim pochyla, na niego się sroży,
Potem
wszystkim się ludziom rzewnie wypłakuje,
Mówiąc,
że pech go w życiu straszny prześladuje,
A
do niego się inni również gorzko żalą
I
przed sobą wzajemnie niedolą się chwalą,
Licytując
kto więcej ma klęsk na swym wozie,
Kogo
los prześladuje i widłami bodzie.
Trudno
znaleźć w tym gronie człowieka takiego,
Co
by brał życie swoje, jak byka jakiego
Za
rogi, by siłować się mimo trudności
O
należne na co dzień okruchy godności.
Jeden
płacze, że zdrowy, drugi, bo choruje,
Trzeci
na dobrą żonę w burdelu pomstuje,
Czwarty
zaś, że pracuje i wydawać musi,
Piąty,
że w swoim domu kąt daje mamusi,
Szósty
zaś wciąż narzeka na wielki dostatek
I
że po śmierci innym ten zostawi spadek,
Siódmy,
że nudzi go już sukces, powodzenia,
Ósmy,
że w domu nie ma nic do powiedzenia,
Dziewiąty
i dziesiąty,… setny… milionowy… -
Dobry
pomysł na lament, co zaszedł do głowy.
I
wśród kobiet płaczliwych niewiast nie brakuje.
Każda
niemal przyczynę do płaczu znajduje.
Jak
chłop jest pracowity, to jej potem śmierdzi.
Narzeka
też, gdy siedzi i w kanapę pierdzi.
Jedna
chce mieć lokaja, druga pragnie Bonda,
Więc
seriale w nałogu całe dnie ogląda,
Trzecia
marzy o seksie, namiętnej miłości,
A
tu?! - mąż, co narzeka, że go bolą
kości,
Czwarta,
że ma pośladki w kolana i piersi,
Piąta
ciągle w budżecie żalu dziurę wierci,
Szósta
chciałaby z domu muzeum uczynić,
Siódma
wszystkich za wszystko zaś potrafi winić,
Ósma
chce być kochana, choć kochać nie umie…
Setki,
nawet miliony są w żałobnic tłumie.
Jak
zaradzić tej pladze bólu narzekania,
Tego
nieustannego na co dzień gderania?!...
Na
ten przykład Jacek – właściciel odzieżówki,
Któremu
nigdy w życiu nie brakło gotówki,
Który
miał czterech synów dorodnych i zdrowych,
Siedem
aut, siedem domów pokaźnych i nowych,
Wierną
żonę dbającą o wszystko wspaniale…
Słowem!
– do narzekania nie miał przyczyn wcale.
Podobnie
jego żona, co szczęśliwą była,
Mimo
wszystko lamentem w życiu się trudniła.
On
nad wszystkim łzy tracił wiecznie zasmucony,
Ze
wszystkiego okrutnie niezadowolony.
Ona
jemu w lamencie zawsze wtórowała
Oraz
żadnej pociechy nigdy nie dawała.
Łączył
że ich lament, dzieliły zaś pokoje,
Dlatego
się osobno starzeli we dwoje.
On
tęsknił za żoną, a ona zaś za mężem.
W
kieszeniach ich i w sercu kłębiły się węże.
Zostali
z marzeniami, z żalu westchnieniami -
Niby razem, a mimo wszystko jednak sami.
Nie
umieli się cieszyć tym, co posiadali,
Więc
się z życiem zgorzkniali w końcu pożegnali.
Cierpienie,
przygnębienie twarz im wykrzywiły
I
strasznie nieszczęśliwych w trumnie uczyniły,
Dlatego
też w zakładzie pogrzebowym Zdzichu
Rzekł
do Mietka – kolegi szeptem i po cichu:
„Ci
to biedni musieli mieć życie przesrane,
Bo
niedole na twarzach mają wypisane.
Gęby
całkiem pokraczne, skrzywione w niesmaku.
Nie
użyły biedaki… Teraz, dup!, do piachu.
Czy
bogaty, czy biedny łopatą grabarza
W
dupę klapsa dostanie w dołek spod ołtarza…”
Warto!,
że się zatrzymać w tym właśnie momencie
By
się nieco pochylić, w czym tkwi nasze szczęście?...
Po
co wiecznie narzekać, gderać bez wytchnienia,
Jakby
życie bez jęczeń nie miało znaczenia?
Już
Adama i Ewę Bóg z raju wyrzucił
I
beztroskę z ich losem bezpowrotnie skłócił
Na
ich przecież życzenie, według ich wyboru.
Chcieli
mieć trudne życie szarego koloru,
Zatem
mieli, jak sami tego zapragnęli
I
dziś każdy z nas tak śpi, jak sobie pościeli.
Skoro
więc wina grzechu nic w życiu nie zmienia,
Ciągnie
się z pokoleń na przyszłe pokolenia,
Warto
może z pokorą wziąć do wiadomości,
Że
ból naszą starością będzie łamał kości,
Że
w bólu człek się rodzi i w bólu umiera,
Że
ból mu w ciężkiej pracy i w pocie doskwiera,
Że
mąż winien być głową, nie dupą w rodzinie
Bez
analizowania o skutku przyczynie,
Jeśli
te zależności do serca weźmiemy,
To
może szczęśliwszymi w swym życiu będziemy.
Zamiast
narzekać na to, co Bóg zdecydował,
Może
człek drobną rzeczą będzie się radował
I
czy dużo, czy mało, nie będzie chciał więcej,
Lecz
w modlitwie dziękczynnej swoje złoży ręce.
Adam
i Ewa szczęścia swego nie cenili.
Nie
marudźmy!, abyśmy gorzej nie skończyli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz