czwartek, 4 maja 2023

UKOCHANY MÓJ...

mojemu Synkowi

Och, gdyby można było czas zatrzymać,

Zweryfikować doczesne starania...

Och, gdyby można było że się imać

Wszystkiego tego, co mnie dziś dogania


Sumienia matki niemałym wyrzutem,

Które jakoby komornik zajmuje

Stany goryczą i żalem podtrute,

Kiedy me błędy z listy kalkuluje.


Nachodzą spokój jak duchy z przeszłości

Zdarzenia jakich dziś nie toleruję.

Za dużo miałam w sobie wrażliwości

Wobec tych, których sobą nie zajmuję,


A przecież winna byłam ich odrzucić,

By z Tobą, Synu, czas bezcenny spędzić...

Dziś mi się przyszło ów pokutą smucić.

Nie chciałabym Ci o bolączkach ględzić,


Ale nie radzę sobie z serca bólem...

Strata to wielka, nieodżałowana.

Cóż, że Ci mówię o miłości czule,

Kiedy ta miłość była rozdawana


Tym, co to dzisiaj całkiem zapomnieli

Iż jestem, bowiem wciąż jeszcze oddycham?!

Smutek się za mną wspomnieniami ścieli.

Zeń konfrontacji wcale nie unikam,


Więc widzę chłopca z zabaweczką w ręku,

Który zostaje pod kluczem w momencie,

Gdy idę innych pocieszać w ich lęku,

By im zapewnić, mój Syneczku, szczęście.


Serce się wówczas we mnie kołatało

Jak gołąb, który o pręty uderza

W strachu, że coś się niedobrego stało,

I który, krwawiąc, skrzydła swe poszerza,


Żeby się wyrwać w stronę Twoją, Skarbie,

Żeby w ramionach Ciebie ukołysać...

Dziś z tym ciężarem czuję że się marnie.

W mej duszy nadal trzepot skrzydeł słychać...


Godziny takie na marne rzucone

Mogłam, Kochanie, Tobie podarować.

Dziś tamtych ludzi oczy odwrócone

Skąpią mi nawet powitania słowa.


Ci, których wtedy nie pozostawiłam

Na pastwę losu, co nie miał litości,

Wszak nie pytają jak sobie radziłam...

Nie stać ich nawet na gest lojalności.


Z tego powodu czuję się jak złodziej,

Który to własne dziecko ogołocił.

Z tą świadomością żyć jest znacznie gorzej

Bez względu na to, czy mnie Bóg ozłoci.


Przyjmij, Kochany, z pomarszczonych dłoni

Serce w pokucie pokracznie skruszone,

Wyrzut sumienia, co bruzdą na skroni

Obnaża myśli Tobie poświęcone.


Przed Tobą, Skarbie, na chwiejnych kolanach

O przebaczenie proszę tego czasu,

W którym przez ludzi byłam jak chleb rwana

Bez życzliwości chociażby grymasu.


Och, gdybym mogła to wszystko naprawić,

Wypełnić luki, usunąć milczenie,

Mogłabym teraz w radości się pławić,

A tak... mnie dręczy ów chwil roztrwonienie.


To wszystko mogło wyglądać inaczej

I w lepszy sposób mogło się potoczyć.

Nie miałam wtedy świadomości raczej -

Z tego powodu mogłam coś przeoczyć,


Co było wówczas bardziej niż potrzebne

Więzi, co która silnie nas łączyła.

Dlatego dzisiaj się wyrywa serce,

Abym Ci zadość, Skarbie, uczyniła,


Lecz jak odtworzyć, wskrzesić czas stracony,

Odebrać ludziom, którzy go zdeptali.

Powinien Tobie być że poświęcony,

A nie tym, co go nie uszanowali.


Ot, przepłynęły przez palce wspomnienia,

Które mogliśmy uczynić własnymi.

Wybacz, Kochany, matce przewinienia

I te bezmyślne dziś żalu przyczyny.


Nie cofnę bowiem zegara wskazówek

I nie wypełnię dziur w naszym albumie,

Więc nasze życie pełne jest pół słówek,

Których sens tylko wrażliwy zrozumie.


Zatem odsuńmy od siebie szyderców

I drzwi zamknijmy za plecami podłych.

Dla Ciebie miejsce mam szczególne w sercu.

Język jest pełen wyrazów zbyt skromnych,


Więc określeniem żadnym nie opiszę

Tego, co dusza czuje na Twe imię.

Na przebaczenie wszelkich win mych liczę.

W Twoich ramionach gorycz matki minie.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz