piątek, 12 maja 2023

SPOWIEDŹ

W Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.

Wczoraj byłam u księdza, ale mimo tego

Muszę się wyspowiadać wszak z okoliczności,

W których się dopuściłam przed nocą miłości

Z chłopem, co żaden wdowiec ani nie kawaler,

A za płotem mym mieszka w sąsiedztwie na stałe.

I tu wyznać że muszę szczerze, i zuchwale:

Radość wielką odczuwam, żalu jednak wcale,

Bo jakby się przypatrzyć, proszę dobrodzieja,

Chłop od Jadźki Zygmunta z wyglądu memeja,

Ale tak mnie zaskoczył swym figlarnym ptaszkiem,

Żem noc całą spędziła pod kurnika daszkiem.

Tak się ocknąć nie mogłam z tego upojenia,

Zwłaszcza że podziękował i rzekł: "Do widzenia".

To mnie nawet kulturą, wdzięcznością zaskoczył...

Co jak spojrzę małżonce tego chłopa w oczy?!

Ja nic nie mam, broń Boże!, do biednej kobiety.

Że o chłopa w tych sprawach nie dba nic, niestety,

To nie mój grzech i żadne przecież przewinienie.

Jam mu tylko pomogła, bo miał przesilenie.

Patrzeć mi trudno było, jak się biedak męczy,

Snuje się po podwórzu i jak kocie jęczy.

Tom se wtedy wspomniała, że raz na kazaniu

Proboszcz prawił o bliźnich w biedzie wspomaganiu.

Na te słowa ruszyłam ratować człowieka.

Nie sądziłam, że spotka i mnie w tym pociecha...

Co?... Ksiądz pyta, czy żalu żadnego nie czuję?

Jak najbardziej! A straty dzisiaj porachuję,

Bowiem przyznać mi trzeba, że drób był zgnieciony,

Na stres straszny i rwetes mocno narażony,

Więc w efekcie ksiądz proboszcz dwie kury dostanie.

Już zaniosłam gosposi ów łup na plebanię.

Na rosołek jak znalazł oraz galantynę!

Niechże i ksiądz pochwali ów skutku przyczynę...

O co pyta dobrodziej?! Niech głośniej docieka.

Ja przygłucha i ślepa jestem od pół wieka...

Głośniej, księże proboszczu, bowiem nic nie słyszę

Jeno szum w starym uchu i piszczącą ciszę...

A! Konsumpcji?!... Nie było!, bo w takim momencie,

Kto też myśli o chlebie, warzywach czy mięsie.

To się działo tak szybko z sporym powtórzeniem.

Do tej pory mam kłopot z normalnym chodzeniem...

Co mnie piekłem ksiądz straszy?!... W Imię Ojca, Syna...

Czemu zaraz od groźby ksiądz wywód zaczyna?!

Toż to było, że nagich przyodziać nam trzeba,

Głodnym zaś nie żałować ni ryby, ni chleba,

A spragnionych napoić, podróżnych w próg przyjąć,

Więc nie mogłam nie przejąć się zagwozdką czyjąś.

Miłosierny uczynek dobrze wypełniłam

Spragnionego w potrzebie wnet zaspokoiłam

I zadbałam o ciało jak ksiądz na kazaniu

Wielokrotnie nauczał w czynach wyliczaniu...

Oj, tu rację, ksiądz proboszcz, ma z całą pewnością,

Bom obeszła się z ciałem z niezwykłą czułością.

Takiem mu miłosierdzie swoje ukazała,

Żem się po owym czynie stokrotnie żegnała.

Tak żem była zdziwiona swymi talentami...

Na klepisku, na grzędzie oraz pod żerdziami...

Aż żem całkiem straciłam swój zmysł orientacji...

Oj, proboszcz w tym momencie nie ma wcale racji!

Jak względem duszy czynu całkiem zaniedbuję?!

Ja we wsi, by moralność nie znikła, stróżuję!

Ja grzesznych upominam i głupich pouczam.

Każdemu wątpiącemu wskazówki podrzucam.

Strapionych zaś pocieszam oraz krzywdy znoszę.

Na komendę, do wójta, co trzeba!, donoszę,

Aby zadość uczynić niecnym zachowaniom.

Wszystkich mam na swym oku od świtu po rano.

Mnie się nikt nie wyśliźnie spod prawej czujności.

Współpracuję z wymiarem służb sprawiedliwości

A za kolaborację pieniędzy nie biorę,

I gdzie trzeba usłyszę, podejrzę, postoję.

Wiem, kto kiedy o której oraz z kim dlaczego.

Oj, wskazałabym księdzu typa niejednego,

Który grzeszy bezwstydnie, po Komunię leci,

A przykładem anioła niestety nie świeci.

Dajmy na to... teściowa od Józka, piekarza...

Przy różańcu synową się przekląć jej zdarza

I przy "Zdrowaś Maryja" ciśnie "-urwą" w złości,

Grożąc, że jej wpierdoli, porachuje kości...

A nasz sołtys kieszenie pieniędzmi wypycha.

Tu podwędzi, tam skubnie, później na mszy wzdycha,

Choć mu ciążyć powinno siódme przykazanie,

Które łamie dziadyga zanim z łóżka wstanie...

A, gdzieżby te świadectwa były że fałszywe?!

Wszystko, com powiedziała bezwstydnie prawdziwe.

Toż to nie są ni plotki, ani brednie, waśnie.

Jakby było inaczej, niech mnie piorun trzaśnie!... 


I zagrzmiało, pieprznęło, babę na proch starło,

A w posadzce kościelnej ślad jej stóp wyżarło.

Z dymem w popiół wcieliła się kobieta prosta.

Smród jedynie po takiej na miejscu się ostał.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz