Prześladuje mnie wrażenie, że jestem obok,
Że patrzę na życie, które płynie... za szybą?!
W wydarzeniach i związkach niby jestem sobą -
Tak przynajmniej w relacjach będący mnie widzą...
Lecz w tej, którą obserwuję, się nie dostrzegam...
Moje ciało i gesty oraz temperament,
Ale jej jest wciąż obce to, po co ja sięgam...
Czuję zatem dyskomfort, w świadomości zamęt,
Nie te buty i spodnie, rozciągnięty sweter,
Włosy zaś ułożone niezwykle starannie,
Stopy ciągle zmarznięte, wciśnięte w skarpetę,
Grzeczność okazywana ludziom nienagannie...
Ja ochotę mam jednak na zwiewną sukienkę,
Aby skórę muskała nieśmiałym dotykiem
Jakbym nagość ubrała w przezroczystą mgiełkę
Na ramionach związaną pętelką, guzikiem.
Buty bym założyła mocno odsłonięte...
Kilka splotów rzemieni z kwiatami polnymi,
Które z łąki zostały w bukiety podcięte
Stopami przez marzenia w drogę porwanymi.
We włosy bym wkręciła wiatru roztargnienie
I wpięłabym gwiazd diadem z diamentem księżyca,
By widać było bujne myśli mych natchnienie,
Co rzadko do pokornych stanów się zalicza;
A tak... wpatruję się w siebie - tę całkiem obcą,..
Tę, w której wrzeszczy dusza i woła: "Pomocy!"...
I wiem, że imię moje w niej smakuje gorzko.
Zdradzają to jej smutne, tajemnicze oczy.
Podchodzę nieco bliżej, ażeby jej dotknąć.
Mam bowiem przekonanie, że to nic, prócz farsa...
Chcę tylko się od tego jak najszybciej odciąć,
Bo bycie obok życia już mi nie wystarcza.
Chcę zrzucić z mojej piersi wrogie obciążenie,
By wreszcie móc powietrzem poruszyć me ciało!
Chcę żyć!, a nie móc patrzeć przez szkło na istnienie.
Pragnę, aby się wreszcie we mnie coś zadziało,
Będące mym świadomym siebie przeżywaniem,
Urzeczywistnianiem wrodzonych możliwości
I sedna mego bytu szczerym doznawaniem
Mocnym oraz zachłannym, i wbrew ostrożności!
Podchodzę, szkło rozbijam pięścią mego buntu
I staję oko w oko z tą podobną do mnie,
A ona mnie prowadzi jakoby na sznurku,
Więc idę ufnie za nią, niemal nieprzytomnie.
Po chwili zatrzymuje się przed grupą ludzi
I palcem ich wskazuje ze łzami na rzęsach.
Próbuje coś powiedzieć... - daremnie się trudzi.
Upadła na kolana i w ramion swych pęta.
Poznałam, że to oni na smyczy ją ciągną,
Aby się nie wymknęła i nie wyróżniała,
Przez co we własnym domu czuła się bezdomną
Jakby i samej sobie ciągle przeszkadzała.
Pojęłam - w tym momencie nie ma już ratunku
Ni dla niej, ani dla mnie na przekór wolności.
Życie stało się dla nas formą poczęstunku
Z powodu społeczeństwa, co pretensje rości
I depcze w nas tę inność, której nienawidzi
I której nam zazdrości, bo potrafi latać.
Ja pragnę ją stąd wyrwać - ona zaś się wstydzi
Zdeptanej tożsamości niszczonej przez lata,
Więc... jestem nadal obok jako widz w teatrze
I wciąż niepogodzona z rozdwojeniem jaźni,
Bo bycie obok życia zdaje ból strasznie...
Najtrudniej z odrzuceniem jest się zaprzyjaźnić...
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz