wtorek, 30 maja 2023

JA - MATKA

Wychodzę z domu, by pobyć sama.

Idę ścieżkami utartych szlaków.

Droga przed siebie dobrze mi znana

Pełna rumianków i krwistych maków,


Babki zwyczajnej i koniczyny,

Co fioletowym pomponem kwitnie,

Ciągnie mnie w tunel lip i leszczyny,

Gdzie się zdarzają zdziczałe wiśnie.


Plac zabaw widzę za kasztanami...

A na nim chłopiec na karuzeli

Leży i macha w ciszy nóżkami

Patrząc w baldachim splotów zieleni...


Chyba mnie wyczuł, bo w jednej chwili

Usiadł, machając i krzycząc: "Mamo!".

Widzę go mgliście, bo zewsząd pyli,

Choć rozpoznaję... to nie to samo,


Co było kiedyś, lecz ciągle żywe:

Mój syn sprzed wiosen już jedenastu...

Owe wspomnienie szczerze prawdziwe

Jest jak wołanie do mnie z zaświatów.


Siadam na ławce pod zadaszeniem

Wierzb, co w strumieniu się przeglądają.

Ściska za gardło że mnie wzruszenie...

Lata tak szybko nam umykają,


Iż trudno złapać za choćby skrawek

Czas, co przez palce sprytnie przecieka.

Człowiek ma za nic istotną sprawę -

Schnie mu pod stopą istnienia rzeka


I nim obejrzy się, nim zmiarkuje

Będzie mu trzeba zasnąć na wieki.

Wydech mu z piersi w świat poszybuje.

Na spust się zamkną ciężkie powieki...


Spuściłam głowę tym przygnębiona,

Po czym ocknęłam się niespodzianie,

Bo chłopiec przylgnął w moje ramiona

I przysiągł, że mym mężem zostanie.


Dłonią w już zmarszczek mych rękawiczce

Dotknęłam włosów jego słonecznych,

Spojrzałam w oczy pociechy śliczne

I go objęłam, by był bezpieczny.


Tulił się we mnie z wielką ufnością

Jakoby w skrzydłach bezbronne pisklę.

Czy nakarmiłam go swą miłością?

Czy wypełniłam zadania wszystkie?


Wtem chłopiec zniknął, siejąc dźwięk śmiechu...

Spostrzegłam, że się wśród drzew oddala.

Dźwigałam mnóstwo matczynych grzechów.

Lawina błędów wciąż mnie przywala.


Zastygłam, siedząc z łzami na rzęsach

I nie potrafiąc sobie wybaczyć...

Płaczem mi drżała milcząca szczęka.

Smutną źrenicą mogę zobaczyć


Przeszłość, co zawsze mi towarzyszy,

Kiedy zapuszczam się w dawne miejsca,

Więc kontempluję ją w głuchej ciszy

Według wytycznych myśli i serca...


Wtem mnie telefon wyrwał z zadumy -

W nim głos mężczyzny: "Gdzie jesteś mamo?",

Który się przebił przez wiatru szumy

I nie brzmiał barwą już taką samą


Jak tego chłopca, co wśród drzew zniknął,

Patykiem trawy przed sobą kosząc...

Poczułam nagle, że jest mi przykro.

Oczy nawilgły mi drobną rosą.


Przemknęłam wzrokiem po okolicy

Śladami zdarzeń zapamiętanych.

"W parku, kochanie, naszej dzielnicy,

W którym - dodałam - rosną kasztany."


"Wracasz do domu?" - pyta mnie z troską.

"Tak. Właśnie idę" - mu odpowiadam,

Po czym odbijam się dłonią szorstką

Od ławki w cieniu, gdzie zawsze siadam,


I wolnym krokiem zmierzam z powrotem...

Głowę zadzieram z niedowierzaniem,

Bo ku mnie idzie sprężystym chodem

Mój syn z uśmiechem - moje kochanie.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz