Wkradasz się, słońce, nieproszone
W jeszcze za wczesną dla siebie porę,
Więc szronem i mrozem zagłuszone
Z radością ciebie do domu biorę
I kiedy siadam z kawą przy oknie
Pocieszam ciebie swym wdzięcznym wzorkiem.
Nie będziesz, słońce, przecież samotnie
Już podróżować, bo pod mym okiem.
Pąki w gałęziach też ciebie chłoną,
Chociaż nieśmiało i nieodważnie.
Twego westchnienia dotykam dłonią,
A chłód me palce wciąż szczypie strasznie.
Widzę cię, słońce, w bieli iskrzącej,
W którą się trawy rankiem ubrały.
Skrzysz się w wibracji fali płynącej,
Co się nią łąki zmrożone stały.
Ostrzami liści żonkile wzeszły
I cię spijają zachłanne wiosny.
Oddane tobie, słońce, bez reszty
Jakoby objaw w smutku radosny
Zdają się szeptem miłość wyznawać
Świadome, że ów ogień uczucia
Będzie je z życia ciepłem okradać,
Prowadzić zgubnie też do zepsucia.
Trudno się oprzeć jednak jest tobie,
Bo tylko w słońcu człowiek znajduje
Nadzieję, która się rodzi w głowie,
Gdy myśl się z sercem nie dogaduje;
Bo tylko w tobie samotność gaśnie,
Ciemność rozrzedza wrogie przeczucia.
Przy tobie, słońce, to szczęście właśnie
Pozbawia gorycz szans do wyklucia.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz