Odchodzisz i zostawiasz jakąś cząstkę siebie,
Zabierając z ów miejsca jedynie wspomnienia.
Pamięć zawsze w to miejsce żywo cię przywiedzie,
Byś poszukał w nim śladów choćby swego cienia.
Ludzie pewnie zapomną jak to zwykło bywać.
Mało kto sentymentem ma podszytą duszę.
Czas jak woda po kaczce obojętnie spływa
Bez szczególnych uniesień oraz wszelkich wzruszeń.
Najważniejsza wygoda i kąt wymarzony,
Adoracja sąsiedzka słono przepłacona.
Świat jest dzisiaj haniebnie do szpiku skażony
Zachłannością, co z uczuć jest ogołocona,
Więc nie dźwięk barwy głosu kogoś nam bliskiego,
A szelesty banknotów w palcach rozcieranych.
Dziś się depcze pogardą człeka przeciętnego
I ucieka od osób niedopasowanych
Do obrazu rodziny w mniemaniu szlachetnej,
Która państwo udaje ze słomą przy butach.
Dziś odrzuca się ludzi w najbliższym sąsiedztwie,
Bo uwaga do zysków chciwie jest przykuta.
Akt własności człowieka dawno zlicytował,
Więc po szacie, co zdobi, bywa oceniany.
Nikt takiemu zaszczytów nie będzie żałował,
By u boku ów "pana" często był widziany.
Rośnie zatem obłuda i wredna fałszywość.
Majętnemu na wszystko dzisiaj się pozwala,
Puszcza szybko w niepamięć najgorszą złośliwość,
Chwali nawet wulgaryzm, co mu usta kala...
Odpłynęły już czasy życzliwych relacji
Jak ląd, który wnet znika, gdy okręt w przestworzach
Miota się i kołysze wskutek eskalacji
Tego, nad czym się Boże w cierpliwości pożal!
Tęsknię za tymi ludźmi, którzy się dzielili
Tym, co mieli, niewiele przecież posiadając,
Którzy w najgorszych chwilach zawsze z sobą byli,
Wzajemnie się szanując i dzielnie wspierając.
Zostawiłam swą cząstkę w tamtym właśnie miejscu.
Obojętność współczesna zatem mnie przerasta
I egoizm myślenia tylko o swym szczęściu.
Model, w którym rodzinę zastępuje kasta,
I układy, machloje oraz brud na rękach,
Człowiek, co na walutę wciąż jest przeliczany,
Statystycznie jak przedmiot w giełdowych wykresach
Jest w relacjach przez zyski, straty traktowany.
Krzyczę!, zatem i walczę ciągle z wiatrakami,
Bo nadzieja po śmierci mej umrze ostatnia,
Że choć jedną osobę znajdę pod gruzami,
Że pod trupem ludzkości będzie dusza bratnia.
Miejcie za złe mi zatem, pyszni egoiści,
Że odstaję od reszty, do was nie pasuję,
Że nie wpieprzam głupoty, która w formie kiści
Serwowana jest hojnie, bo moralność truje.
Będę - wrzeszczeć! - i - wrzeszczeć!, w celu przebudzenia
Choćby jednej osoby, która ślepą będąc,
Wreszcie w sobie odnajdzie własny punkt widzenia,
Już bezmyślnie za stadem baranów nie pędząc.
Mogę być Don Kichotem lub Charlie Chaplinem -
Żadna ujma to dla mnie, ale wyróżnienie.
Nie zamierzam jeść gówna, robiąc dobrą minę
Jakbym kawior wgniatała w górne podniebienie.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz