Coraz mam mniejszą werwę do wszystkiego
I coraz większym bezsensem się zdaje
To, co się robi i co mimo tego
Od szczęścia w pełni rażąco odstaje.
Miewam wrażenie, że nic mi nie trzeba,
Że na rupieciach jak na wysypisku
Siedzę pod płaszczem przejrzystego nieba
Nieodwracalnie pod butem ucisku
Spraw, zobowiązań, wymagań i roszczeń,
Co narzucają mi swą rzeczywistość,
A przecież mogłoby być znacznie prościej...
Dziś!, bez patrzenia z przerażeniem w przyszłość.
Kim jak nie szczurem w wyścigu jest człowiek?
Zdyszany biegnie i ziaje, i gwiżdże,
I choć chce krzyczeć, nic w lęku nie powie.
Patrzy na ludzi nieufnie i chytrze.
Gdy się blokada wschodem słońca wznosi
I zegar zgrzytem wskazówek znać daje,
Człowiek startuje będąc formą osi,
Która maszyny częściom ruch nadaje,
I nieświadomy własnej codzienności,
Gdyż ta się toczy poza nim u boku,
I pozbawiony, by żyć, możliwości
Staje się nagle tylko garstką prochu
Wśród rzeczy, co są całkiem niepotrzebne,
Zapisków, które już niewiele znaczą,
I kalendarzy, co są nadal pełne
Planów, co jutrem już się nie uraczą.
Z zachodem słońca kończy się maraton,
Więc noc zabiera aktywność człowieka,
Co się pogodzi z mizerną zapłatą,
Choć ta od wkładu pracy jest daleka...
Oj, marzy mi się swoboda wyborów
Oraz decyzji podjętych nad ranem,
By robić wszystko, lecz według humoru,
Nie według tego, co jest narzucane;
By wstać, gdy sen się już z powiek uniesie,
Nie, kiedy budzik wezwie do apelu;
By brać, co nastrój i pomysł przyniesie,
By iść, nie pędzić na oślep, do celu.
Oj, marzy mi się spokój, wyciszenie,
Sączenie życia dla smaku przez słomkę,
Nie zaś w pośpiechu jego wychylenie
Jak zimnej coli w dni strasznie gorące.
Mijają doby, tygodnie, miesiące...
Lata jak raty ciężko są spłacane.
Niebawem przyjdzie pogodzić się z końcem
Tego, co może być całkiem przegrane.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz