Czy wiesz, co to znaczy leżeć na poduszkach
Ciałem pochłanianym kropelkami potu
Przez głód rozgrzanego nieprzytomnie łóżka,
Błądząc po suficie ćmą sparzoną wzroku?
Rysy się stapiają jak w kalejdoskopie.
Zegar dudni w uszach niczym echem dzwonów.
Serce gaśnie w piersi i już nie trzepocze.
Cisza zaś się snuje bamboszami w domu.
Czas zdaje się kończyć – kapie wodą w kuchni.
Odpływ przemęczenia zdziera z duszy ciało.
Życie tulipanem niczym kamień w studni
Leci gradem płatków, których wciąż jest mało.
Ściany oraz sufit gdzieś się oddalają.
Faluje powietrze zapachem zaduchu.
Nogi posłuszeństwa krnąbrnie odmawiają.
Ręce mają siłę dmuchawców i puchu.
Śmierć się zdaje siedzieć przy łóżku cierpliwie.
Kości palców splata na mym przedramieniu.
Patrzę w oczodoły jej, lecz nielękliwie.
Spokój mnie opływa beztroski w skupieniu…
Czy wiesz, co to znaczy słyszeć własny oddech,
Który tli się w piersi wręcz niepostrzeżenie
Jakby pożegnania były lekkie, proste
Niczym pustej szklanki na stół odstawienie?
Chcesz chwycić gołębia własnego wydechu,
Aby nie odfrunął na wieki w nieznane,
Ale on na skrzydłach umyka w pośpiechu,
A na dłoniach stygnie pióro wyczesane.
Wilgoć skroplonego na ustach powietrza
Solą lśni na wargach spękanych pragnieniem.
Świadomość godziny jak kartki przekręca…
Klucz w zamku zazgrzytał ostatnim westchnieniem.
Nie ma już ochoty na przysiąg składanie.
Wszystko traci wartość oraz sens zatraca,
Gdy trawi człowieka powolne konanie,
Które w buzi ciało językiem obraca.
Patrzysz wówczas okiem blednącej źrenicy
Na świat, co się nagle obcym ci wydaje…
Ty – uschnięty kikut spękanej donicy,
Który od wszystkiego i wszystkich odstaje.
Pragnie się spokoju oraz wyciszenia.
Obojętność kruszy resztki wrażliwości.
Myśli niemo szepczą tylko: „Do widzenia”…
Później nastaje tylko stan nieważkości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz