Za oknem wiatr smaga powietrze,
Świstem gałęzi chłoszcze ciszę.
Widać, że oddać władzy nie chce.
Gniew groźnym wyciem zewsząd słyszę.
A deszcz jakoby biczowany
Płaczem zanosi się w przestworza.
Bólem i żalem jest targany.
Przebity zda się ostrzem noża,
Więc płynie woda jak krwotokiem,
Strugami kropel łzy wyciska.
Spływa na świat tych łez potokiem
Niebo, co którym ziemia błyska
Jak oceanu szklaną taflą
Szpilkami trawy wszem rozpiętą.
Widać, że nie jest wcale łatwo
Ujarzmić dzikie grozy tętno,
Co niczym galop huczy echem
I coraz szybciej wciąż przyspiesza,
I swym złowróżbnym, mrocznym śmiechem
Z łkaniem, i jękiem obłęd miesza.
Wtem!… spokój zastygł niewzruszony,
Wypogodzenie obiecując,
Gdy nagle huknął wiatr wzburzony,
W chmurach, w konarach się kotłując
I lecąc na kark, i na szyję
Na drzew szpicruty wystające…
Zaraz go grot na wskroś przebije!,
Lecz skrzydła niosą wiatr pod słońce,
Co rozrzedzone szarościami
Dnia się jedynie łuną zdradza,
Gaśnie bladymi promieniami,
Lamentom nieba nie przeszkadza,
Więc tnie rzemieniem grubej wody
I biczem kropel wali w dachy,
Jak kroki, które kruszą schody,
Budząc uśpione lęki, strachy.
Drżą w przerażeniu szyby w oknach,
O które wiatr się zda obijać.
Noc jak topielec będzie mokła
I się w cierpieniu będzie zwijać.
Któż jej okaże cień litości
I da schronienie przed ulewą?…
Już trzeszczą jej łamane kości
Jak powalane z hukiem drzewo.
Trzeba przeczekać to najgorsze
Z nadzieją, że się nie rozwścieczy
Wszystko, co jeszcze bywa sroższe
Od tej trującej spokój cieszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz