Pod latarniami powiewa organza,
W którą się wtapia miodowa poświata
Jakby jedwabiem wyszyta dziewanna
Niosąca odcień upalnego lata.
Szelest tkaniny tej niemal stłumiony
Zda się nitkami poruszać gałęzie,
Więc jakby siecią stygnie rozłożony
I się rozpływa, i rozrzedza wszędzie -
A w tej bonżurce przedświt spaceruje
Rozkojarzony ptasim rozśpiewaniem,
Kubek wilgoci dłońmi obejmuje,
Więc wokół pachnie deszczu parowaniem,
Co jeszcze nocą rozmnażał się w kroplach,
Które rozbijał jak szkło o chodniki
I w których trawa nasiąknięta mokła,
Trzymając w palcach wody koraliki.
W tiulowej sukni wyłania się cisza,
Rękoma przedświt w pasie obejmuje…
A niebo niczym prześwietlona klisza
Obraz spokoju przejaśnieniem psuje
I z domów wabi ludzi przebudzonych,
Którzy wplatają się w zamęt ulicy.
Wracam po śladach kroków mych spłoszonych,
By mnie nie zgniotły ramiona kotwicy
Rzuconej przez dzień, co w porcie cumuje,
Żagle ciemności przy maszcie zwijając,
Kadłubem fale wzburza, hałasuje,
Pluskiem w horyzont jak w brzeg uderzając
Siłą żywiołu wstającego słońca,
Co się czerwienią płomienną rozpala.
Ciągnie się jasność poranku bez końca.
Cisza z przedświtem w przeszłość się oddala...
A mnie żal bardzo spokoju błogiego
O przezroczystej naturze milczenia.
Smutek mnie tuli w progu dnia każdego,
Bo echo szumi gorzkie „Do widzenia”
Za tą dziewiczą natury czystością,
Egocentryzmem ludzkim nieskażoną.
Później… się godzę z moją codziennością -
Jestem kobietą, matką oraz żoną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz