Na ławeczce usiadłam, a życie mnie mija,
Obcasami wskazówek o chodniki stuka.
Szeleszcząca zaś cisza przemyśleniom sprzyja
Nie zaczepia rozmową, ale bacznie słucha.
Pochylona nade mną jakoby spowiednik
Każdą duszy wypowiedź wnikliwie traktuje,
Więc rozciąga się wokół mych zmysłów wieczernik,
W którym się oczyszczana i karmiona czuję,
Przez co patrzę za życiem, gdy to się oddala
Wolnym krokiem, za sobą ręce swe splatając.
Mej zadumy - tak sądzę - wcale nie pochwala.
Idzie, wzrokiem pogardy w mą stronę rzucając.
Nie dbam o to, bo... czemu mam o nie zabiegać,
Skoro wiecznie kaprysi niezadowolone?!
Nie ma nigdzie nakazu, że zań muszę biegać.
Niech się choć raz poczuje, jak ja, odrzucone.
Przystanęło i okiem mnie do siebie ciągnie
Jak na żyłce, co szpulę kołowrotka kryje,
Lecz ja je ignoruję i siedzę spokojnie,
Obserwując jak życie się z myślami bije.
Nie zamierzam opuszczać wybranej ławeczki.
Mam wrażenie, że wszystko gdzieś obok się toczy.
Los zatrzymał się przy mnie i czyta z karteczki,
Co zamierza, się trwożąc, że z listy przeoczy
Jakiś punkt z przypisanym do niego zadaniem,
Więc jak uczniak dygocze w lęku przed tablicą.
Wtem mu nagle przerywam i wołam doń: "Panie!...
Nie rób wody mi z mózgu trefną obietnicą."
"Gdzieżbym śmiał?" - odpowiada, dłonie zacierając
Niczym Piłat, co kłamstwem obmywa swe ręce.
Nagle patrzy na życie, ratunku szukając,
A bez wsparcia łże, zwodząc w obłędzie naprędce.
Zatem nogą tupnęłam jakbym odpędzała
Bezpańskiego psa, który do mnie się przyczepił.
"Oj, bym kijem cię dawno w świat, losie, przegnała,
Żebyś z powodu życia oczami nie świecił" -
Wypowiadam te słowa pięścią w górze grożąc,
Po czym palcem wskazuję kierunek ucieczki,
Bowiem tracę cierpliwość, okrutnie się srożąc
Na los, który mi brednie wyliczał z karteczki
A który to, dostrzegłszy rosnące wzburzenie,
Głową skinął i truchtem we wskazaną stronę
Pobiegł, pozostawiając lekkie zniesmaczenie
Tym, co było nieszczerze w punktach przedstawione.
Kiedy zniknął, spojrzałam na stojące życie.
Przyglądało się temu wszystkiemu uważnie.
"Czuję się - zagadnęłam - wreszcie wyśmienicie.
Proszę mnie więc traktować od dzisiaj poważnie."
Życie się obruszyło szczerze obrażone.
Ramionami wzruszyło, fuknęło pod nosem
I ruszyło przed siebie nieco przygnębione,
A ja, idąc za owym swej odwagi ciosem,
Pozostałam na ławce myślą pochłonięta,
Że niekiedy potrzeba życiu się sprzeciwić.
Raz na zawsze niech wreszcie sobie zapamięta
I się w końcu przestanie mej decyzji dziwić,
Iż szanując me życie, szacunku wymagam,
Gdyż w przeciwnym to razie tym się mu odpłacę,
Z czym się sama przez życie nieustannie zmagam.
Respekt do mnie zachować więc stanowczo radzę.
Nie zamierzam bezmyślnie życiu aportować.
Kiedy zechcę, usiądę w ciszy na ławeczce.
Życie też tej rozkoszy może zasmakować
I zatrzymać się w biegu choćby na chwileczkę.
Wtedy wszystko nabiera innej perspektywy
Niczym obraz z dystansu zmysłami wchłaniany,
W wyrazistych szczegółach bezwstydnie uczciwy,
Za to z bliska jedynie w plamach rozmazany.
Siedząc więc na ławeczce, z pewnej odległości
Jaśniej widzę kontury podjętych decyzji,
Które linią i barwą tworzą w codzienności
Sens wydarzeń - ich odstęp od pierwotnych wizji.
Dzięki temu się uczę być po prostu sobą -
Taką, z którą wytrzymać będę kiedyś w stanie,
Która w życiu kieruje się sercem i głową,
Która ma czas na własnej natury poznanie.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz