poniedziałek, 4 września 2023

NA DACHU

Bezkresna przestrzeń tylko mnie opływa.

Pustym odgłosem pluszcze w moich uszach,

Kiedy odpływem wiatru się odrywa

I drżącą taflą, wibrując, porusza.


Niebo nade mną wciąż nieprzebudzone

Jak bruzdy pola zastygłe połogiem

Wisi posępnie bezmiarem mierzone

I poorane jak bawolim rogiem.


A wokół cisza pustką w głos się śmieje.

Nie słychać nurtów powietrza, co płynie.

Czas nie umiera... tylko się starzeje -

Jak był, tak będzie, nigdy nie przeminie,


Dlatego koniec wypełnia początkiem,

Który też musi kiedyś się zakończyć.

Będzie się bawić księżycem i słońcem

A krew z butelki nadal będzie sączyć.


Słyszę... jak macha nad ziemią nogami,

Siedząc na dachu krawędzi spokojnie

I łypie na mnie mętnymi oczami,

I wskazówkami zagaduje do mnie.


Nie zwracam jednak na niego uwagi.

Zadzieram w niebo zachłanne spojrzenie.

Wyciągam rękę - tak dla równowagi -

I dłoń zanurzam w gwiazd nań rozgwieżdżenie


Jakbym się chciała przebić przez powłokę,

W której to kuli przyszło mi oddychać.

Nie mogę sobie pozwolić na zwłokę,

Nie chcę się jednak wciąż przez tłum przepychać.


Zatem w tej chwili jeszcze niespełnionej

Nie mam ochoty schodzić w rzeczywistość.

Siedząc na dachu w głębi nieskończonej,

Czuję, że wieczność jest dosłownie blisko,


Co mnie i koi oraz inspiruje,

Co nie pozwala myśleć o najgorszym.

Stopami w górze macham - spaceruję.

Jestem nad światem nudnym i męczącym,


I mam przywilej patrzeć z wysokości

Na poplątane jezdnie czy chodniki,

Ludzi, co pługiem zwykłej codzienności

Pracują ciężko, by nie zostać nikim.


Widzę neony bezsennego miasta,

Które gwiazd tworzą nędzną konkurencję,

Cywilizację, co się siłą wrasta

W relacje, tworząc w człowieku demencję.


Widzę okrutne świata spustoszenie,

Płonące żarem rozgrzane betony.

Widok ten budzi we mnie zniechęcenie.

Duszę sprzedano diabłu za żetony,


Więc wolę zostać na dachu pod niebem,

Skąd, co przytłacza, mniejszym się wydaje.

Duszy wrażliwej nie nakarmię chlebem.

Taka od normy przyjętej odstaje,


Taka o więcej ciągle walczyć każe,

Bo jest spragniona doznać nieważkości.

Siedzę na dachu i z rozkoszą marzę

Wręcz niepoprawnie, do nieprzytomności,


Aż się zaciera realna granica

Pomiędzy faktem oraz rozmarzeniem.

Stan zawieszenia dostrzega źrenica

Patrząca na dół ze zobojętnieniem.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz