piątek, 1 września 2023

SŁOWA, ZDANIA, WERSY

Spijasz mą duszę słowem, zdaniem, wersem,

Więc mnie - logicznie - powinno ubywać.

Tymczasem w strofach, jakby były pierwsze,

Zaczyna wszystko na nowo odżywać


Jakoby źródło, co z ziemi pulsując,

Przejrzystą wodą spragnione korzenie

Poi, jedynie siebie nie żałując

I wszem rozdając swe kruche istnienie,


Bo przecież życie to początek końca,

Który się zdaje celem egzystencji.

Nawet nadzieja najjaśniej świecąca

Nierzadko gaśnie w lawinie pretensji,


Chociaż się zwykło mówić o niej właśnie,

Że gdy umiera, to tylko ostatnia.

Zatem nim człowiek na wiek wieków zaśnie,

Ona w nim tli się jako dusza bratnia


A kiedy tchnienie ostatnie wyfrunie

Z ciała człowieka, które śmierć przytula,

Nadzieja jeszcze wierzyć w cuda umie

I siłę mnoży, co rodzi się w bólach...


Nie myślę o tym, jak przyjdzie mi odejść

Czy kiedy koniec mój do drzwi zapuka.

Do oczywistych spraw wszak trzeba podejść

Jakby to była w jednym akcie sztuka.


Jedynie czuję, że moim powietrzem,

Które przy zmysłach zdrowych wciąż mnie trzyma,

Jest fakt, iż staję się prozą lub wierszem -

Słowem, co każdy poranek zaczyna


I tyle szczęścia ta forma mi daje,

I tyle werwy, co trudności kruszy,

Że się (naiwnie chyba) mi wydaje,

Iż twórczość sensem jest mojej podróży,


Iż urodziłam się, by własną duszę

W splotach wyrazów wszem, wobec rozdawać

I aby przetrwać, pisać tylko muszę,

O wschodzie słońca znów się słowem stawać


I w prozie, w wierszu własny ślad zostawiać

Jak fragment siebie oblany bursztynem.

Nawet, gdy zniknę, to będę rozprawiać,

Szelestem kartek w echu się rozpłynę.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz