Szum liści słychać jak szelest papieru,
Którego kartki zalane herbatą
Stają się sztywne w miejscach plam pastelu
Zdeformowaną strukturą pstrokatą,
Więc zgoła inny z siebie dźwięk wydają,
Gdy wiat jak woda spływa na ich blaszki,
Co niczym koło młyńskie w nurcie drgają
Uruchamiane tańcem dla igraszki.
Zatem nie słychać już delikatności,
Która szyfonem powiewa, atłasem...
Zmysł wszak wyławia lekki ton szorstkości,
Co niczym tarka rozciera hałasem
Ciszę rozprutą na kształt pięciolinii,
W której i pauza zda się siłą głosu.
Liść o liść trąca i w ten sposób pyli
Nuty, co lecą z drzew rozwianych włosów.
Zieleń rdzewieje jakoby spijana
A tym podobna do łyżek miedzianych,
Którymi ziemia brzęczy wszem zsypana
Jakby pledami z ogonków utkanych,
Co od gałęzi spadły odklejone,
Ścieląc się liśćmi na garbach korzeni
Niczym w moździerzu krokami kruszone
Kolorem żółci, brązu lub czerwieni
Jakoby curry, cynamon, papryka
Na wiór wyschnięte, w palcach rozcierane,
W bukietach przypraw, których tylko szczypta
Wyostrza smaki powietrza wchłaniane.
Wilgoć poranków jeszcze nie butwieje.
Za dnia ją słońce rozwiesza jak pranie,
Więc ta na sznurkach promieni szaleje
Żaglem, co który od masztu odstaje.
Jedynie rosą przestrzeń jest skropiona
Dla orzeźwienia nieprzytomnych zmysłów.
Wokół zaś pustka jabłkiem zakwaszona
Snuje się smutna wśród gwizdów i świstów
Konarów, które jak wątłe ramiona
Wznoszą się kręto w cztery świata strony.
Pod nimi siedzi samotność zgarbiona,
Co się wyłania spod dymnej osłony
Mgłą rozciągniętej niczym pajęczyna
Miękko nad trawą tiulem falująca...
Jesień wyraźnie swój czas rozpoczyna
Majestatycznie z zegarów schodząca,
A u jej boku wieczory dość długie
W asyście deszczu, co o szyby dzwoni.
Słychać jak drzewa z liści, wróżąc, skubie,
Klucze żurawi oraz gęsi goni
I gołą stopą odciska ślad w błocie,
Które chlupotem lekko się wybrzusza,
I rozsypuje niezliczone krocie
Kasztanów lśniących jak gradowa burza.
Przygotowałam zatem parasolkę,
Tomik poezji, herbatę z imbirem
Oraz cieplejszą niż dotąd podomkę,
Płyty z Sinatrą pokryte winylem.
Czekam aż wejdzie gościnnie w me progi
Jesień do suchej nitki przemoczona,
By w ciepłej wodzie z solą rozgrzać nogi
Trzaskiem gałęzi w kominku kojona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz