Zmęczona jestem, moje ciało,
Twym nieustannym kapryszeniem.
Nie chcę, byś wciąż mi zawadzało
Przesadnym w wieku mym cierpieniem.
Za wcześnie jeszcze na złośliwość,
Którą mnie ciągle ograniczasz.
Gdzie się podziała twa uczciwość?
Za co surowo się rozliczasz?
Czyżbyś zazdrosne, ciało, było
O duszę, która mnie rozpieszcza?
Chcesz ją pokonać bólem, siłą,
By nie myślała, że jest lepsza?
Kośćmi jak gwoźdźmi mnie przeszywasz
I rwiesz na strzępy me neurony.
Okrutne, ciało, strasznie bywasz.
Człowiek się czuje upodlony.
Związujesz kroki mych nóg męką.
Trudno jest stopie wyjść przed szereg.
Kiedy po cele sięgam ręką,
Znowu nie mogę zrobić wiele,
Bo pazurami szarpiesz ścięgna,
Przykurcz niewładny powodując.
Czy spór cokolwiek nasz zażegna,
Utrapień, zgryzot mi ujmując?
Oj, nie przebierasz że w środkach,
Byle udręczeń mi przysporzyć.
Codzienność moja nie jest słodka,
A chciałabym normalnie pożyć
Jak inni, którzy lekko biorą,
Co los im hojnie zaserwuje.
Skąd się knowania twoje biorą?
Twojej mściwości nie pojmuję.
Na szczęście, będąc uziemioną,
Zostawiam ciebie, ciało wstrętne,
I duszą moją uskrzydloną
Wzbijam się ponad wody mętne,
Dotykam nieba podniet dreszczem,
Patrząc na wszystko z lotu ptaka.
Mentalnie młoda jestem jeszcze,
Chociaż fizycznie wrak, pokraka.
Z krzyżem cierpienia, które znoszę,
Mą duszą, co w obłokach fruwa,
Stwórcę pokornie tylko proszę,
Niech nad nią bacznie zawsze czuwa,
Bym, ból twój znosząc, nie straciła
Tego, co szczerze mnie pociesza -
Abym się w słowach odrodziła,
Których sens ciebie z win rozgrzesza
I uświadamia mi wbrew tobie,
Że twoja zawiść mnie nie niszczy.
Poukładane myśli w głowie
Szepczą, iż sercu jest mi bliższy
Czas mych męczarni, przypadłości,
Gdyż te mnie uczą wyśmienicie
Do drobnych rzeczy wszak wdzięczności
I pokazują, czym jest życie,
Które to wszelkim przeciwieństwem
Daje się poznać w pełnej krasie,
Więc znoszę ciebie, ciało, z męstwem.
Przy twej podłości również da się
Czerpać szczęśliwość z marnych datków,
Które z pogardą że mi rzucasz.
Tak od przypadku do przypadku
Mam radość, chociaż mnie zasmucasz,
Bo chociaż jesteś dokuczliwe
Oraz bezwzględne w zemście za coś
Czy - rzadko kiedy - pobłażliwe,
Dusza mi czyni wiele zadość
I ból uśnieża doznaniami
O jakich nawet żeś nie śniło.
Źle się układa między nami,
Boś ty mnie nigdy nie lubiło,
I tak naprawdę... nie wiem za co?
Czy dusza drzazgą jest ci w oku?
Czy moje męki słoną płacą,
Bo żeś nie było na widoku
Jako świątynia moich starań
I cel najwyższy mej czynności,
Obiekt wszelakich moich parań,
By się poświęcić twej piękności?!
Oj, ciało durne, krótkowzroczne,
Z przypływem wiosen przecież gaśniesz,
Ni żeś odporne, ni żeś mocne
I wbrew swej woli wreszcie zaśniesz
A ja uwolnię się od ciebie,
Zrzucę łańcuchy udręczenia
I będę pławić że się w niebie
Duszą w zaszczycie uzdrowienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz