Polsko! - Matko, co leżysz z obnażoną piersią
Oraz z łonem odkrytym bezwstydnie na sprzedaż,
Utrapienie masz straszne z dzieci własnych częścią,
Z której podłą naturą rady sobie nie dasz,
Bowiem ta dla pieniędzy Ciebie licytuje,
By się tym przypodobać, co Cię za nic mają;
Ani Ciebie, ni braci czy sióstr nie szanuje -
Takie dzieci swej Matce tylko urągają,
Więc pożytku żadnego albo pocieszenia
Nie uraczysz, choćbyś się całkiem poświęciła.
Taka dziatwa wyzuta jest bowiem z sumienia,
Czegoś w latach historii, Polsko, doświadczyła.
Targowiczan żeś własną piersią wykarmiła,
Którzy dziś, jak i dawniej, w aukcji wystawili
Ciebie, Matko, jakobyś zwykłą rzeczą była...
Byleby się na Tobie, Polsko, wzbogacili.
Patrzeć żal, kiedy naród ze sobą skłócony
Bezzębnymi dziąsłami w kark się wściekle wgryza
Rodakowi, co stanął zgoła z innej strony -
Z politycznych pobudek łeb mu się odgryza.
Żeby się krew fontanną plugastw rozlewała,
To wystarczy imieniem partii się posłużyć.
Będzie dziatwa się Twoja w osoczu ślizgała.
Poglądami wystarczy ją lekko podburzyć,
Aby Polak przeciwko Polakowi stanął
Jak koguty gotowe się w ringu zadziobać.
Propagandą Twej dziatwie jak kawasem polano,
Oczy, aby z kradzieżą się przed nią nie chować.
Patrzeć żal, gdy elita, co zamiast kultury,
Chamstwo swym zachowaniem, prostactwo promuje,
Wartościowych zaś ludzi traktuje jak szczury,
Których się od kolebki publicznie linczuje
I się takich ucisza bezdusznym szyderstwem,
By - choć mądrzy - za głupców w gronie uchodzili.
By honorem, szczerością, wiernością i męstwem
Nie wzbudzali podziwu, a tylko razili.
Uczą dzieci Twe, Polsko, że są wyjątkowe,
A tymczasem się niszczy w nich zdolność myślenia,
Programuje hasłami haniebnymi głowę
I w mobilny się system ich serca zamienia.
Stąd Twa dziatwa nie umie się w różnicach znaleźć,
Na odmienność agresją często reagując,
I zaczyna się gubić, w przerażeniu szaleć,
Sobie w twarz obelgami niczym jadem plując.
Stąd się puszy i pychą oraz przekonaniem,
Że jednostką nad wszystkie wybitnie się wzbija,
Trawi Cię od środka mściwym zatruwaniem
Zazdrość, co swą zawiścią wrogom tylko sprzyja,
Kiedy Twoje pociechy w zaciekłej szermierce
Z sobą walczą, Twą godność i imię szargając,
A wzajemnym zwalczaniem plamią chciwe ręce
Zdradą Ciebie, o własne interesy dbając.
Orzeł w złotej koronie, skrzydła rozkładając,
Zdaje się krzyżowany być na tle czerwieni.
Dziób rozwarłszy i szpany jakby zaciskając
Zda się mieć wciąż nadzieję, że się dziatwa zmieni
Jako Ty, Matko - Polsko, nieziemsko cierpliwa,
Choć zszargana, zbrukana, to wciąż kochająca,
Która dziecię, co z ramion Twoich się wyrywa,
Swą opieką otulasz troskliwie do końca.
Niechże się więc przebudzi potomstwo z letargu
Egoizmu, przyziemnie kruchych przyjemności!
Niech się wreszcie wycofa jako kupiec z targu
Handlujący resztkami, Matko, Twej godności!
Niech nauczy się dziatwa Twa siebie szanować,
Dbać o siebie w rozmiarach całego narodu!
Wbrew różnicy poglądów zacznie się hołdować,
Aby żywcem Cię, Matko, nie składać do grobu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz