Niekiedy człowiek walczy z wiatrakami
I jak Don Kichot świata swego szuka,
Będąc otoczon z wszech stron wariatami
Jakby to było nie życie, a sztuka,
Która dramatem o pióro się prosi
Dłoni zacniejszej niż wielcy autorzy,
Żebrzące ręce do nieba unosi,
Bo się tragedia bohatera sroży
I samotności próbuje się wyrwać,
Odosobnieniu sprzeciwić uporem.
Złej passy w kartach ów nie można przerwać,
Więc się codzienność toczy w przód z mozołem
Niczym Syzyfa daremne starania,
Które przekleństwem są bogów zwaśnionych,
Bo się w dzisiejszych czasach już zabrania
Idei wzniosłych i uszlachetnionych
Na rzecz przyziemnej szarości znudzenia,
Co fizjologią odziera człowieka
Z talentów, uczuć, jak również myślenia.
Na nieprzeciętnych gilotyna czeka.
Stado baranów ma być oswojone
I nagradzane tytułem naukowym.
Pełniutką zwojów elektrycznych głowę
Się koronuje dziś wieńcem laurowym,
By ta na bodźce w mig reagowała
Jak z automatu oprogramowanie.
Mnoży się głupców banda wokół cała,
Depcząca wszystko, co nad nią odstanie.
Panika rośnie, gdy się ktoś pojawi
Z wyższymi duszy umiejętnościami.
Takiego obiekt współczesny nie trawi,
Więc go z zawiścią wskazuje palcami
I głosem gniewu chce ukrzyżowania,
Śliną wścieklizny brodę obmywając.
Krwiożerczym hienom oko złość zasłania,
Zdrowy rozsądek mściwie zagłuszając,
Bo ma być prosto, banalnie i mdławo,
Aby utwierdzić ciało w przekonaniu,
Że życie prostą jest banalnie sprawą
Polegającą na zaspakajaniu
Potrzeb fizycznych, społecznych popędów.
Libido dzisiaj wyprzedza powietrze.
Mądrość i honor tworzą listę błędów.
Ludzi myślących obecnie się nie chce.
Ze sztuki zdarto suknie koronkowe
Misternie tkane jedwabną niteczką.
Wdzięki jej piękna zbrukane, spodlone
Nie są zdobione nawet i haleczką,
A rozłożone niczym kurtyzana,
W której się łonie żmije w kłębach wiją.
Kultura padła dzisiaj na kolana
Przed tymi, którzy kijami ją biją.
Z prochów powstała Sodoma, Gomora.
Ziemię zatapia diaboliczna jucha.
Wizja przyszłości jak złowieszcza zmora
Ludzkości, która wyzionęła ducha
I która zamiast własnego sumienia
Słucha wnętrzności wiecznie nienażartych,
Na oślep pędząc do zaspokojenia
Dla człowieczeństwa potrzeb nic niewartych.
W owym piekielnym czadzie zadymienia
Jeszcze przebija się iskra nadziei
Osób dążących niemal bez wytchnienia
Nim świat się całkiem w ogniu nie spopieli
Do celów wyższych, co są duszy bliższe,
Co wskrzeszą piękno na proch dzisiaj starte.
Echo się wdrapie kiedyś w tony wyższe
I krzyczeć będzie: "Poświęcenie warte,
Bo oto z rdzawej i bezpłodnej ziemi
Kiełkuje wschodem gorejące słońce
I promieniami jak zwojem korzeni
Wprowadzi światło w ciemności ciążące!" -
I na te słowa z marazmu powstaną
Zastępy śpiących w grocie Don Kichotów,
Którzy w szeregu godnie, dumnie staną
Jako elita, nie banda idiotów.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz