Nawet zegary wstrzymały oddech
I wskazówki zastygły w bezruchu.
Milczenie ciszy jest bardzo szczodre,
Bo odarte po kimkolwiek z słuchu…
Szelest liści tylko hałasuje,
Wiatr pod oknem żebrze o uwagę.
Samotność w pokorze pokutuje,
I tuli do piersi prawdy nagie.
Kolejny łyk kawy ciało wchłania.
Wschód słońca światłem w szybach goreje.
Refleksja w momencie mnie dogania –
Duch do zadumy często się śmieje.
Wokół przestrzeń, jak morze, wylała,
Nawet nie drgnie muśnięta podmuchem
Jakby na coś w napięciu czekała,
Wsłuchując się bacznie w to, co głuche.
Telefony zamarły bez wieści,
Bo nikt teraz mnie nie potrzebuje –
W moim życiu się nikt już nie zmieści,
Kto jak przedmiot mnie tylko traktuje.
Odpływają me zmysły w wspomnienia,
Które widzę inaczej niż zwykle.
Świat mój nagle przewrotnie się zmienia,
Obojętnym się staje, co przykre.
Zanurzyłam się w pracy i w pasjach,
Więc wypływam swą łodzią w przestworza.
Wszelka ciemność w jasności wygasła,
A na niebie rozciąga się zorza.
Na pokładzie osoby serdeczne
Rozwinęły me żagle w łopocie.
Woda łódź mą opływa bezpiecznie,
Choć ze sztormem wciąż zmagam się w pocie.
Nie ma lądu na którym zamieszkam,
Niewiadomą jest dla mnie też jutro.
Przez ocean rozciąga się ścieżka.
Będę żyć pełnią życia, choć krótko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz