czwartek, 10 czerwca 2021

W SAMOTNOŚCI

Idzie ulicą samotność,

Zagląda w okna na ludzi

I nagle czuje tę podłość,

By tego, co w nich się zbudzi

Ramieniem do się przygarnąć,

Oplótłszy ręką kark chwata,

I szeptem szczerze zagadnąć,

Że widzi w nim swego brata.

Idzie samotność ulicą,

Chodniki zwija stopami.

Ludzie jej wcale nie widzą,

Choć snuje się za plecami.

Przysiądzie na krawężniku

W obdartych szmatach na grzbiecie

I z dziurą w swym portfeliku

Tuła się głodna po świecie.

Niekiedy pod krzakiem przyśnie

Lub na ławeczce skulona.

Czasami coś komuś gwizdnie

Przez los do tego zmuszona.

Czasami zamkną ją w celi,

Gdzie jeszcze bardziej usycha.

Czasem w szpitalnej pościeli

W sufit się patrząc, doń wzdycha.

Nierzadko ignorowana

Staje się wręcz agresywna,

Przez szczęście wciąż pomijana

Do smutku się wszak nie przyzna,

Więc gardzi wszystkimi wkoło,

Będąc przez nich niekochaną,

I z dumą zadziera czoło,

Choć w sercu ma nie to samo.

Bywają również momenty,

Że jako człowiek roztropny

I często też uśmiechnięty,

Do siebie nie jest podobny –

Wówczas samotność się kusi,

By życie sobie odebrać.

Wierzy, że tak zrobić musi,

Gdyż bardziej nie można przegrać…

Oj, błądzi wśród mas samotność

Jakoby wręcz niewidoczna

I rośnie w człowieku podłość

Depresji, co stoi w oknach,

Odcięta niby od świata,

Nikomu już niepotrzebna.

Z wrażliwym chętnie się brata,

A później niczym obłędna

Pożera jak chleb powszedni

Tych, co się w niej pogubili,

Co nie są niby potrzebni,

Walczyć nie mieli już siły.

Nie widzą ludzie jej skutków

Póki nie wpadną w jej sidła.

Wyniszcza ich powolutku

Jako zaraza przebrzydła.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz