Mów do mnie… „córko”, bo przecież nią jestem
I nie wyrosnę przenigdy z tej roli,
Choć krok już nie ten i gaśnie szelestem,
Choć tu i ówdzie mnie łamie czy boli.
Zawsze zostanę tą małą dziewczynką,
Bo ona we mnie wcale nie dojrzewa.
To, co?!, że usta sklejone są szminką…
Ta mała we mnie tańczy, skacze, śpiewa,
Gdy w światło patrzy, mruży wścibskie oczy,
Tworząc zeń gwiazdy w strzelistych promieniach,
I po kałużach w deszcz sprężyście kroczy,
Przed burzą również nie szuka schronienia.
Mów do mnie… „żono”, bo przecież nią jestem –
Z żebra „Adama”, co mi towarzyszy.
Jednym jakoby wciąż bijemy sercem,
Które uparcie wyrywa się ciszy,
Więc czekam zawsze przy oknie cierpliwa
Na powrót męża, w którym mam nadzieję,
A gdy go widzę, dusza się podrywa
I spontanicznie z wdzięcznością się śmieje
Za dzień kolejny bycia ciągle razem,
Za dotyk dłoni oraz ciepło ramion,
Za to, że mogę dzielić się swym czasem
Z tym, który robi dla mnie wciąż to samo.
Mów do mnie… „matko”, bo przecież nią jestem
I dnia każdego budzę się z tym darem,
Co z mego łona poczęło się dzieckiem,
Przy którym czuwam z miłością wytrwale,
Choć noc bezsenna często mnie zadręcza,
Zmartwień i troski kosze przepełnione
Dźwigam jak kwiatów swych doznań naręcza
Ze świadomością: „nic nie jest stracone!”,
Choć jestem, niczym pies, ciągle na warcie
Gotowa światu nawet się postawić
I będę walczyć z tym światem uparcie,
By Skarb najdroższy mój przed nim ocalić.
Jestem kobietą – w procentowej skali
Przekraczającej wszelakie wskaźniki.
Gdzie jestem, mróz się ścina – ziemia pali.
Mam w sobie magię, jak każda, tajniki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz