Wiatr porywa dotykiem drżenie mojej skóry
Jakby lekko wzburzony, posępnie ponury.
Wpłynął na mnie podmuchem szalenie gwałtownym
I do siebie na co dzień zda się niepodobnym.
Mnie opłynął i chlusnął w korony liściaste,
Szarpnął nimi, jak sztormem, jakby były ciasne,
Napompował i falą rozprysnął szelestem!...
Był jak morze, co skały przesuwa tym gestem.
Eksplodował!... i tupnął gałęzi obcasem.
Szumiał szumem i pęczniał pomruków hałasem…
Wtem!... zastygnął, padając na kolana sennie
Jakby nagle przepraszał, że wiał niepotrzebnie…
Wstał i spojrzał w me oczy przenikliwym wzrokiem.
Podszedł do mnie, jak kocur, bezszelestnym krokiem,
Objął w tali swą dłonią, lejąc orzeźwienie –
Na me ciało rozgrzane słodkie ochłodzenie
Mocnym pasem podmuchu wtopił mnie w swe ciało,
Aż mi serce radością przedziwną gorało,
Po czym ust swoich szeptem ukoił me zmysły
I poczułam jak słowa rosą się rozprysły
Strużką wody spływając na skórze płonącej
I w ramionach podmuchów jak lód topniejącej,
I poczułam we włosach palce niespokojne,
Pieszczot bardzo spragnione, do miłości skłonne…
Więc przymknęłam powieki, oczy zamykając,
Głowę w tył odchyliłam, wiatru się poddając
I już miałam dryfować w przestrzeni błękitnej,
Ciało w toni zanurzyć wody przezroczystej,
Gdy się nagle wiatr zerwał, robiąc piruety!
Mnie porzucił i w trawy popłynął, niestety.
Tupnął nogą i, pióra prężnie rozkładając,
Wzbił się w niebo i tańczył, pod słońcem fruwając.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz