Czasu mamy mało, a tyle jest w nas złości.
Grzebiemy skąpym palcem za groszem miłości,
By siebie nie odsłonić, wolności nie stracić
Jakoby to samotność miała nas wzbogacić.
Patrzymy sobie w oczy, lecz jakby za zyskiem.
Liczymy straty w życiu więcej niźli wszystkie.
Nie chcemy się narażać, bo strach jest
silniejszy,
Że mógłby się ktoś inny okazać piękniejszy.
Ze wszelkich znajomości chcemy oswojonych -
Pod okiem naszą ręką ostrożnie karmionych.
Boimy się zatracić wszelakiej kontroli.
Zależność nas od innych dziś przedziwnie boli.
Cóż stało się takiego, że człowiek człowieka,
Choć sam żąda szacunku, na szacunek czeka,
Traktuje przedmiotowo jak narzędzie pracy,
Choć nie chciałby doświadczyć, co ów przedmiot znaczy.
Trzymamy marionetki w zaciśniętych dłoniach,
A pot skrzy się srebrzyście kroplami na skroniach.
Chcemy siedzieć jak Pan Bóg na atłasie chmurki,
Ciągnąc wszystkich, nie siebie, za możliwe sznurki.
Gdyby jednak los sprytny odwrócił te role
I rozłożył każdego jak karty na stole,
Wyszłoby szydło z worka, że wszyscy jednacy
I że co posiadamy, nic wcale nie znaczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz