sobota, 6 kwietnia 2019

POD JABŁONIĄ


Na podwórzu mojej babci za domem
Rosła jabłoń z parasolem korony,
Dając gościom przyjemności osłonę
W dniu targowym, słońcem wolno topionym.

Na ławeczce przy schodach pod tym drzewem
Siadała babcia z synem swym Henrykiem
I nierzadko z humorem oraz śpiewem
Pani Młodawska ze starym Pawlikiem,

Któremu cisza poślubiła ucho,
Płatała figle, psociła przekornie
Szumiąc w tym uchu niczym morze głucho
I przekazując rozmowy opornie,

A więc niejedna była to przyczyna
Do zabawnego nieporozumienia –
W tym się wesoła historia zaczyna
I wciąż rozśmiesza w mej głowie wspomnienia,

Lecz przyznać trzeba, że ludzie ci wszyscy
Bez złośliwości z siebie żartowali,
Będąc w relacjach sobie bardzo bliscy;
We wszystkim siebie bowiem szanowali.

Jeden drugiemu był pomocną dłonią.
Jeden o drugim zawsze też pamiętał,
Jeden drugiemu przed trudem osłoną
Czy to w powszednie, zwykłe dni czy w święta.

Brakuje czasem tej chwili minionej,
Tych ludzi z sercem w błyszczącej źrenicy.
Czas próchnem zniszczył jabłoni koronę,
Pod której siedzą w liściastej spódnicy

Ci sami ludzie, których wciąż pamiętam –
Ich twarze we mnie zawsze pozostaną…
A wokół kompot i pieprzowa mięta
Wciąż pachną wiatrem niezmiennie, tak samo.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz