czwartek, 4 listopada 2021

ZADUSZKI

Pomiędzy wami czuję się bezpieczna.

Tęsknię za ciszą w długowiecznym tonie,

Która wśród was rozciąga się stateczna

I łuną zniczy pod błękitem płonie.

 

Słyszę jej kroki w liście wplątywane.

Słyszę jej słowa spadające z drzewa.

Skronie wiankami sosny ma związane.

Do Wszystkich Świętych i Litanię śpiewa

 

A w dłoniach trzyma gorejącą świecę,

Która płomieniem imię jej odsłania.

Niczym jaskółka po nagrobkach lecę,

Oczami łowiąc szept odczytywania

 

Nazwisk i twarzy wyblakłych na zdjęciach,

Daty narodzin oraz daty śmierci.

Na fotografiach widzę ślady szczęścia

Tych, co zasnęli już w świętej pamięci.

 

Idę aleją między pomnikami,

Co wyrastają lasem krzyży z ziemi,

Spotykam również się i z aniołami –

Na grobach siedzą wyryte z kamieni.

 

Czuję jak ktoś się mi ciągle przygląda,

Chociaż nikogo w ukryciu nie widzę.

Wiatr w chryzantemach liśćmi z drzew się pląta.

Wzruszam się szczerze i łez się nie wstydzę.

 

Czas zaś przystanął w bramie przed cmentarzem

Jakby w goryczy płakał żałujący,

Bo nic nie może uczynić z obrazem,

Który w modlitwie drży pokutujący.

 

W tym miejscu bowiem zegar się zatrzymał.

Dzban sekund, minut razi tylko pustką.

Ptak na gałęzi oddech chwilę wstrzymał,

Po czym zawodził lśniąc piór czarną chustką

 

Jak żałobnice lamentem niesione

W bezkresne echo łkające w obłędzie.

Życie klęczące, w mogiłę wtulone

Krzyczało w bólu: „I co teraz będzie!”

 

Stoję w zadumie, lecz w sercu bez lęku

Świadoma tego, że to moje miejsce,

Choć jeszcze trzymam ciepło w moim ręku,

Choć jeszcze w piersi goreje powietrze.

 

Kiedyś na krzyżu pod stopą Chrystusa

Przybita będzie blaszana tabliczka.

Widzę już teraz jak nią wiatr porusza,

Gładząc podmuchem litery nazwiska,

 

W którym zobaczę twarz w lustrze odbitą

O moich oczach i moim uśmiechu…

Wszak kiedyś spocznę pod kamienną płytą,

Świat zaś wciąż będzie wokół mnie w pośpiechu.

 

Was, co już dawno wypadliście z koła,

Którym codzienność tłucze się do przodu,

Wspomnienie moje po imieniu woła,

Modlitwą karmiąc dusze w sidłach głodu,

 

By odpoczynek wieczny was otulił,

By zakończyła w czyśćcu się pokuta.

Obyście wszyscy w ramionach Matuli

Przeszli przez bramę, co ze stali kuta,

 

Do Domu Ojca, z którego wyszliśmy

W chwili poczęcia życia doczesnego.

Przez próg cmentarza z tą intencją szliśmy –

My, szykowani do stanu wiecznego.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz