Pomiędzy wami czuję się bezpieczna.
Tęsknię za ciszą w długowiecznym tonie,
Która wśród was rozciąga się stateczna
I łuną zniczy pod błękitem płonie.
Słyszę jej kroki w liście wplątywane.
Słyszę jej słowa spadające z drzewa.
Skronie wiankami sosny ma związane.
Do Wszystkich Świętych i Litanię śpiewa
A w dłoniach trzyma gorejącą świecę,
Która płomieniem imię jej odsłania.
Niczym jaskółka po nagrobkach lecę,
Oczami łowiąc szept odczytywania
Nazwisk i twarzy wyblakłych na zdjęciach,
Daty narodzin oraz daty śmierci.
Na fotografiach widzę ślady szczęścia
Tych, co zasnęli już w świętej pamięci.
Idę aleją między pomnikami,
Co wyrastają lasem krzyży z ziemi,
Spotykam również się i z aniołami –
Na grobach siedzą wyryte z kamieni.
Czuję jak ktoś się mi ciągle przygląda,
Chociaż nikogo w ukryciu nie widzę.
Wiatr w chryzantemach liśćmi z drzew się pląta.
Wzruszam się szczerze i łez się nie wstydzę.
Czas zaś przystanął w bramie przed cmentarzem
Jakby w goryczy płakał żałujący,
Bo nic nie może uczynić z obrazem,
Który w modlitwie drży pokutujący.
W tym miejscu bowiem zegar się zatrzymał.
Dzban sekund, minut razi tylko pustką.
Ptak na gałęzi oddech chwilę wstrzymał,
Po czym zawodził lśniąc piór czarną chustką
Jak żałobnice lamentem niesione
W bezkresne echo łkające w obłędzie.
Życie klęczące, w mogiłę wtulone
Krzyczało w bólu: „I co teraz będzie!”
Stoję w zadumie, lecz w sercu bez lęku
Świadoma tego, że to moje miejsce,
Choć jeszcze trzymam ciepło w moim ręku,
Choć jeszcze w piersi goreje powietrze.
Kiedyś na krzyżu pod stopą Chrystusa
Przybita będzie blaszana tabliczka.
Widzę już teraz jak nią wiatr porusza,
Gładząc podmuchem litery nazwiska,
W którym zobaczę twarz w lustrze odbitą
O moich oczach i moim uśmiechu…
Wszak kiedyś spocznę pod kamienną płytą,
Świat zaś wciąż będzie wokół mnie w pośpiechu.
Was, co już dawno wypadliście z koła,
Którym codzienność tłucze się do przodu,
Wspomnienie moje po imieniu woła,
Modlitwą karmiąc dusze w sidłach głodu,
By odpoczynek wieczny was otulił,
By zakończyła w czyśćcu się pokuta.
Obyście wszyscy w ramionach Matuli
Przeszli przez bramę, co ze stali kuta,
Do Domu Ojca, z którego wyszliśmy
W chwili poczęcia życia doczesnego.
Przez próg cmentarza z tą intencją szliśmy –
My, szykowani do stanu wiecznego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz