Czas z zegara skapuje niczym wodą z kranu.
Stukot jego obcasów słychać w całym domu
Jakby tańczył flamenco przed widownią fanów,
Lecz nie patrząc w oczy z publiczności nikomu.
Ramionami wskazówek obraca nad głową
I wybija stopami rytm pełen emocji,
Falbanami sukienki, co z krwi purpurową,
Płynie w tańcu jakoby pod naporem złości.
Deski sceny pod butem trzeszczą niczym trumna,
Co na linach się zsuwa w wykopany dołek.
Siedzę wszem osaczona kroków jego szturmem,
Patrząc jak się obraca na powtórek kole.
Kastaniety zadrżały jak z niecierpliwością
W jego dłoniach trzymane długimi palcami.
Wygiął ciało w spektaklu złamane zazdrością
I się nagle rozsypał w tańcu obrotami.
Po parkiecie się toczy zębnik naciągowy,
Oraz wałek, zapadka, sprężyna zapadki,
Zębnik minut, jak również i czop sekundowy…
Roztrzaskały się z hukiem dość sprawne zegarki.
Tak i człowiek powoli w częściach się rozpada.
Już zębniki i wałki naciągowe gasną.
I sprężyna sprawności na nic mu się nada,
A przekładni włos chodu bezpowrotnie trzasnął,
Więc zegarmistrz już nie ma sposobu naprawić
Mechanizmu, co starty na proch tylko został.
W świadomości, że kona serce kruche krwawi,
Bo mu ciężko jest z życiem na wieki się rozstać,
Chociaż rozum w wskazówkach ciągle podpowiada,
Że żyć trzeba po prostu tym, co tu i teraz,
I z nadzieją na jutro, chociaż śmierć się skrada,
I przez dziurkę od klucza na człeka spoziera.
Każdy ma swe pięć minut na scenie istnienia.
Trzeba zatem wycisnąć wszystkie krople soku
I odtańczyć flamenco, spełniając marzenia,
Dorównując czasowi tanecznego kroku.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz