Stukot galopujących kopyt
Przecina niebo tumanem chmur.
Słychać wiatru spłoszony skowyt,
Za którym pędzi obłoków sznur.
Kurz się szarością kłębi i pieni
Jak duch, co zda się z martwych powstawać.
Niebo w koszyku krętych korzeni
Chyba przywykło że się poddawać
Naturze, co rozkapryszona
Raz się uśmiecha, raz znowu łka.
Czym to do tego przymuszona,
Że w swej zmienności uparcie trwa?
Dyliżans kołem wtem cisnął w ziemię,
Aż się pod siłą drzewa ugięły.
Liście skosiły koła promienie.
Gałęzie nagie bunt szumem wszczęły,
A pojazd konny kałużę zbił,
Więc rozprysnęła się kaskadą.
Wiatr się w strumieniach jej wody wił
Niczym zraniony czyjąś zdradą.
Zleciał z błękitów wodospad żalu
Jakoby empatii potwierdzenie.
Plusk przezroczystego z chmur koralu
Leciał z łoskotem płatków na ziemię
I ni to deszczem, ni śniegiem był
Podmuchem siany na wsze strony.
Dźwięczał jak milion tłuczonych szyb
Brokatem w górze rozproszony...
A ja w tych strugach spacerująca
Rozkoszy dziwnej w sercu doświadczam.
Mogę tak chodzić w plusze bez końca -
Szczęście nad szczęściem sobie przywłaszczam.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz