wtorek, 23 listopada 2021

SWATY

Lucjan wtargnął do kościoła,

Za proboszczem okiem wodząc.

Księdza po imieniu woła

I, nerwowo w kółko chodząc,

Pochrząkuje z nerwowości,

Z dyskomfortu miejsca tego,

Nie ma bowiem pobożności

I wyznania też żadnego,

Więc go święta ziemia parzy,

Figurami w ślepia kole,

Krzyżem od środka smaży

I obawą drży na czole.

Począł że się Lucek pocić.

Oddech z piersi rwie do przodu.

Pot się na nim zaczął złocić,

A brzuch jęczeć jakby z głodu.

Gniecie Lucek czapkę w dłoni.

I dygoczą nogi, ręce.

Puls mu wali młotem w skroni.

Nie nadąża za nim serce.

Wtem się proboszcz przed ołtarzem

Na kolanach cicho schylił.

Szepcze modły przed obrazem,

A tuż za nim Lucek kwili.

Przyszedł to się pan ukorzyć?!

Czemuż teraz, nie za młodu?!”

Po cóż to się zaraz srożyć -

Jęczy Lucek bez sposobu

Na kapłana wyciszenie,

Które zgniotła akustyka. -

Mam poważne przynaglenie -

Rzecze Lucek i utyka,

Goniąc rychło za kapłanem

Na koślawych swych kończynach. -

Pan pozwoli, że przystanę.

Ból rozsadza nogi w żyłach.”

Ach, to gnała cię do Boga,

Lekkoduchu zatwardziały,

Żadna wiara, ino trwoga,

Kości co cię pokarały?! -

Ryknie proboszcz po kościele,

Załamując w żalu ręce. -

Cóż to, czasu masz niewiele?

Służby ci odmawia serce,

Żeś interes przyszedł ubić,

Z Panem Bogiem licytować,

Co by duszy swej nie zgubić?!”

Nie przyszedłem tu żałować -

Wyznał Lucek głosem hardym,

Pokłon bijąc za pokłonem. -

W życiu się skończyły żarty.

Czas by zajął się mym domem

Ktoś z kobiecą uprzejmością

I zdolnością gotowania.

Tęskni mi się za miłością.

No i mam też hałdy prania.”

Cóż mam zatem z tym wspólnego?! -

Proboszcz gniewnie zapytuje. -

Szukasz we mnie uległego,

Co cię rychło obczęstuje?!”

Pomyślałem, – Lucek duka -

Że kto pragnie być szczęśliwy,

Żony niech w kościele szuka.

To instytut jest uczciwy.

Tu wszak kobiet nie brakuje,

Które wierne być potrafią.

Każda smacznie ugotuje.

Oczu w złości nie wydrapią

I wybaczą, co złe, podłe,

I posłuszne są mężowi,

A w miłości, zda się, szczodre…”

Cóż do tego proboszczowi?!”

Mógłby pan z ambony szepnąć,

Że zna kogoś za mąż wzięcie -

Tu ośmielił się że klepnąć

Księdza w ramię, czując szczęście. -

Ile trzeba, ja zapłacę

I żałować nic nie będę.

O kobietę się wzbogacę.

Na dobytku tym oszczędzę.”

Proboszcz dłonie za pas schował,

By powstrzymać ręce w boju.

Widzi! - Lucek nie żartował,

Co nie daje mu spokoju.

Pan – powiada – niewierzący

I, co już zauważyłem,

Jest też niepraktykujący.

Czy się w czymś to pomyliłem?”

Trafne są to spostrzeżenia -

Wyznał Lucjan z satysfakcją. -

Faktu jednak to nie zmienia,

Więc pochwalę się swą racją,

Że tu znajdę żonę dobrą,

Ułożoną i stateczną...”

A do czego to podobną,

Żeby zdała się bezpieczną

Inwestycją w to małżeństwo,

Co go pan zawrzeć próbuje?!”

Ślub odpada! To szaleństwo!

Ja partnerki poszukuję.”

Pan nie wierzy w Boga – Stwórcę?” -

Pyta proboszcz dociekliwie.

Ja się nigdy nie nawrócę -

Mówi Lucjan dość piskliwie. -

Nauka prawdą jest jedyną.

Wątpliwości nie mam wcale.

Wszystko czegoś jest przyczyną -

Rzecze Lucjan w głos, zuchwale. -

Z dawien dawna wszak wiadomo,

Że od małpy pochodzimy.

Wiara to jest jak Pro Bono,

Więc dlatego się łudzimy,

Że istnieje coś nad nami,

Co nam śmierć zamieni w życie,

I karmimy się bajkami,

Choć wątpimy pewnie skrycie

W te historie z Panem Bogiem,

Co nas zbawi i ocali.

Pan wybaczy, że to powiem...

Wyobraźnię wam się chwali.”

Proboszcz głową przytakuje

Pogrążony w zamyśleniu.

Słów krytyki nie znajduje,

Więc zamyka się w milczeniu.

Chciałbym znaleźć – Lucjan ciągnie -

Panią, która mało gada,

Która myśli tylko o mnie

I się nigdy nie spowiada,

Która robi, co jej każę,

Która zawsze jest w zgodności…

I o jednym tylko marzę,

By się znała na miłości. -

Tu się Lucjan zarumienił,

Mając tylko seks na myśli. -

Mam nadzieję!, - ton swój zmienił -

Że pragnienie me się ziści.”

No, cóż… - kapłan ciężko wzdycha -

Być uczciwym mi wypada,

Więc nie poślę cię do licha,

Choć, co słyszę, to żenada.

Muszę jednak mieć na względzie

Twoje szczęście, drogi panie,

Więc pomogę, a co będzie

I co dalej z tym się stanie,

To nie moje jest zmartwienie

I nie moja przecież sprawa.

Wybacz Panie przewinienie.

Ucierpiała Twoja sława.

Chodźmy – rzecze ksiądz z przymusem. -

Wskażę dziewkę godną ciebie.”

Lucjan biegnie niemal kłusem.

Dokąd?! - jeszcze tego nie wie.

Nagle stają w ZOO przy klatce.

Lucjan patrzy na proboszcza.

To stworzenia też są zacne,

A w nich panna nie najgorsza.

Myślę, że tu pan odnajdzie

Tę jedyną, wymarzoną.

No, i mówiąc też po prawdzie,

Żadna z nich nie będzie żoną,

A partnerką, jak pan pragnął,

Bo o ślub się nie upomni.

Może żadna nie jest ładną,

Ale panu nie wypomni

Wad, uchybień czy też zdrady,

A poiska i przytuli,

Nie szukając nigdy zwady.

W eleganckiej zaś koszuli

Ujdzie w tłumie z swym wyglądem.”

Toż to małpa!” - Lucjan krzyczy.

No pan nie jest też wielbłądem

Albo wołem, co w głos ryczy.

Sam pan mówił, że to przodek!

Więc w czym problem, drogi panie?!

Ma podobną, jak pan, brodę.

No, niech spojrzy że pan na nie.

Wytresujesz pan pod siebie,

Więc posłuszna będzie, zgodna.

Fruwa w drzewach jak po niebie.

Widać! - zdrowa, pewnie płodna.”

Ale małpa mimo wszystko” -

Lucjan dławi się wzruszeniem.

No, kochany, jest mi przykro.

Nic nie zrobię z pochodzeniem,

Do którego się przyznajesz

I się chwalisz wszystkim wszędzie.

Widać, od nich nie odstajesz.

Jakoś między wami będzie” -

Proboszcz Lucka tak pożegnał,

Poklepując po ramieniu.

Który z nich wygrał lub przegrał?

Rozważ w swoim to sumieniu.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz