Świat jeszcze się nie przebudził.
Sen płynie połacią ziemi
Księżyc w latarniach się zgubił,
W kałużach tonie grą cieni.
Deszcz skleja włosy strugami
I twarz mą topi na krople,
W oczy mi wpada jak łzami –
Cała w nim płynę i moknę,
Lecz mimo to nie chcę wcale
Uciekać przed nim do domu.
Czuję się rześko, wspaniale,
Czas bowiem spuścił wnet z tonu.
Spokój się z ciszą umówił
W parku pod dębem na ławce.
Z kwiatów wianuszek jej uwił.
Puszcza swych wyznań latawce,
A obok samotność siedzi
I się kochankom przygląda,
Gest każdy uważnie śledzi…
Na rozmarzoną wygląda.
Usiadłam przy niej z radością.
Śpiew ptaków zmysły opływa.
Ciemność się snuje z lekkością
Jaśniejsza niż często bywa.
Deszcz moje ciało otulił,
Przywarł koszulą do skóry.
Pośpiech pod liśćmi się skulił,
Siedzi bezradny, ponury,
Bo mnie przynaglić nie zdoła.
Siedzę na ławce szczęśliwa.
Błogość się ciągnie dokoła
Czysta w swym dźwięku, prawdziwa
Zgiełkom ulicy daleka.
Szumem, szelestem natchniona
Nad brzegiem strumyka czeka
W lustrzaną toń zapatrzona.
Aleją pod parasolką
Chmur i posępnych, płaczliwych
Spogląda bezradne słonko
Wzrokiem swych źrenic lękliwych.
Deszcz coraz bardziej mnie chłonie,
Wypełnia całą jak dzbanek.
Wyciągam do niego dłonie,
On garnie mnie jak kochanek
I ramionami przytula
Do mokrej klatki piersiowej.
Wiatr filharmonią w świat hula
W rytm partytury szalonej.
Nie wracam jeszcze do domu.
Kołyszę się w deszczu nutach.
Nie oddam tego nikomu
Wdzięcznością szczerą osnuta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz