Mówisz, lecz ja cię nie słyszę.
Głos twój się zmysłom wymyka,
Wpada w bezdenną wręcz ciszę,
Dźwiękiem jej usta zatyka.
Dotykasz mnie, lecz nie czuję
Ni wzroku, ni twych opuszków.
Wiatr na mej skórze faluje,’
Deszcz pieści kroplą paluszków.
Myśli mnie wciąż porywają,
Niosą w nieznane przestrzenie.
Koła powozu stukają
Podkową o bruk… kamienie…
Echo przegania mnie w dale,
Wznosi na rękach w gwiazd tonie.
Nie żal mi tego zaś wcale,
Wszystko wszak dusza ma chłonie.
Nagle!, się budzą postacie,
Wciąga mnie scena za sceną,
Świat staje w przezrocza szacie…
Nici tej szaty się mienią.
Widzę to wszystko realnie,
Słyszę wyraźnie, dosadnie,
Czuję też i namacalnie,
Więc opisuję dokładnie.
Notuję te sprawozdania
Podyktowane zmysłami.
Ma wyobraźnia dogania
To, co jest wciąż poza nami.
Bezsenność bywa rozkoszą,
Samotność wręcz wybawieniem,
Bo w mą codzienność przynoszą
Wszystko, co zda się złudzeniem
A co w doznaniach prawdziwe
I rzeczywiste nad wyraz,
Bardziej niżeli uczciwe,
Bowiem do serca spoziera;
Więc balansuję na linie.
Tracę kontrolę nad sobą.
Mój obłęd nigdy nie minie,
Gdyż budzi się każdą dobą
I w słowa siebie zaklina,
Zdaniami na papier płynie.
W nim mej twórczości przyczyna
I w nim moje życie płynie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz