Przytul mnie ziemio!... Schowaj pod swym
płaszczem.
To, co się dzieje wokół bywa straszne.
Niech mnie pochłonie trawa na twej skroni,
By mnie nie tknęło, co krwiożerczo goni.
Niech rosa stopi i piach wsiąknie całą,
By w końcu serce mnie tak nie bolało
Z powodu wszelkiej życia okrutności,
Która w relacjach międzyludzkich gości.
Niech odparuję, na niebie zawisnę
I jako obłok płodny łez zabłysnę,
By deszczem wtopić się w ciebie na nowo
I stać się ciałem jak szeptane słowo,
Którego zapach świeżością świat skropi
Ani na kwaśny, ni gorzki, ni słodki,
Lecz rześki, nowy jak tabula rasa,
Która się tworzy i nic nie powtarza,
Która nadzieją rozkwita na lepsze
I którą pachnie przejrzyste powietrze.
Czy się po przejściach czegoś nauczymy?...
Czy trwać będziemy, bo trwać w tym „musimy”?
Przytul mnie ziemio!... Schowaj pod swym
płaszczem.
Bez twej pomocy spokojnie nie zasnę.
Patrzę bezradna w samotności oczy,
Która chodnikiem w zuchwałości kroczy,
Z domów wyciąga bezpańskie potomstwo.
Jej towarzyszy uczuć wszelkie skąpstwo,
Ducha oziębłość, umysłu zdziczenie
I bezowocne w doznaniach myślenie.
Czas obarczony tylko używkami
Spływa z zegarów statystyk trupami.
Brat brata depcze, siostra siostrę gniecie,
Matka w swym łonie dusi własne dziecię,
Ojciec mężczyzną się już nie wydaje
I od rodziny swą głową odstaje.
W owej ciemności niekiedy zaświeci
Ktoś, kto też widzi te okropne rzeczy,
U boku kogo mamże pocieszenie
I siłę, aby dźwigać swe istnienie.
Kiedy się wreszcie wszyscy przebudzimy?!...
Przecież w amoku trwać tak nie „musimy”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz