Domy jeszcze uśpione i pełne ufności,
Że nic złego nie wtargnie i nic nie zagości,
Co by mogło ich spokój porwać oraz zniszczyć,
Zostawiając po sobie strach i obraz zgliszczy.
Czy domownik, co w łóżku otulony drzemie,
Co go błogo wypełnia sen oraz milczenie,
Czuje wdzięczność za wszystko, co teraz
posiada,
Czy to szczęście nad wszelkie błyskotki
przekłada,
Czy jest świadom jak wiele mógłby z domem
stracić,
Czy też liczy zachłannie, co też się
opłaci?!...
Czy czuć wdzięczność jest w oknach, co światłem
spłoszone
Patrzą w przestrzeń radosne, a może zlęknione?
Cisza wokół się ścieli, pod domem kot siedzi.
Noc z błękitów na dachy rozrzedzana leci.
Wiatr na strunach drzew niczym na harfie
przygrywa
A w nim tańczą hortensja, piwonia, pokrzywa.
Kos z komina wychwala przebudzenie słońca,
Choć ciemności latarnie nie szkicują końca.
Jeż przez drogę przechodzi rozpędzonym krokiem
A nań sowa się patrzy podejrzliwym okiem –
I w tym wszystkim mieszkania spokojnego ducha,
Ciepłe, suche, bezpieczne… czy to mróz, czy plucha…
I w tym wszystkim są mury okryte dachówką,
A w nich ludzie w poduszkę przytuleni główką
Pod kołdrami snem ścięci leżą odprężeni,
Przed kaprysem pogody wygodnie schronieni,
Zasłonięci przed wstydem ciała, co w potrzebie,
Mimo wszystko bogaci, choć może o chlebie.
Czy, gdy kawą się budzą jak porankiem wstają,
Tę świadomość spokoju wdzięcznie odczuwają?
Czy pomyślą, że teraz batem deszczu, chłodu
Bity jest na ulicy, kto przymiera z głodu,
Kto w butelkę upycha upojone członki,
Patrząc w sercu z tęsknotą na te ciche domki,
Kto pod krzewem na ławce, na kartonie może
Wzdycha w niebo zmęczony: „Zabierzże mnie
Boże”?...
Idę ciemną ulicą, jeszcze niezbudzoną,
Myśląc o tym jak jestem tym uszczęśliwioną,
Że gdy wrócę do domu, to kawę zaparzę,
Że nad wersem w refleksji szczerej się rozmarzę
Z psem, co po tym spacerze przy nogach się
zwinie
I we śnie swym oddechem spokojnie odpłynie,
I z zegarem, co myśli przedrzeźnia ze ściany
Na biegunach wskazówek czasem kołysany,
Że nie będę musiała przed deszczem uciekać
I pod gołą gałęzią w strumieniach przeczekać,
Że, gdy zechcę, na łóżko suche się położę
Lub na stole wspomnienia zdjęciami rozłożę,
A w tym wszystkim pochylę się do półukłonu
Nad wszystkimi, co teraz wszak nie mają domu.
Wiele zrobić nie mogę i nie jestem w stanie…
Wdzięczna jestem za dom mój, chleb oraz ubranie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz