Matko moja!, nad balią jak pałąk wygięta
Lub nad dzieżą z rękoma w rozczynianym chlebie,
Całą dobę niemalże pracą pochłonięta...
Chciałabym móc zobaczyć w Tobie kiedyś siebie.
Matko moja!, co która w ramionach Swych trzymasz
Świat zepsuty z Krwią Syna Twojego na dłoniach
I w intencjach morderców kolana uginasz
Przed Swym Stwórcą na ziemi w oliwkowych woniach;
Ty, co która wybiegłaś z domu na rozstanie
Ku Owocu Żywota Twojego z miłością,
Wyczuwając już w progu ofiarne konanie
Bardzo mnie zawstydziłaś Serca pokornością.
Matko moja!, co której bicze z haczykami,
Odrywając od Ciała Twej bitej Pociechy
Serce Twoje cierpiące rwane kawałkami,
Wyliczają świstami chłosty nasze grzechy;
Ty, co która na Sobie czułaś gwoździ wbicie,
Gdy się w ręce Jezusa i stopy wsuwały
Całowane z czułością przez doczesne życie,
Kiedy to w Twoich dłoniach jeszcze się chowały...
Jakże Ci wynagrodzić ból bezradnej Matki
Na oprawców patrzącej z szczerą troskliwością?
Człowiek więdnie w niemocy, gdy chorują dziatki...
Czy jest w stanie się zmierzyć z Twoją ofiarnością?!
Matko moja!, pod Krzyżem jak embrion zwinięta...
Słyszę krzyk Twej rozpaczy, co Niebo rozpruwa.
Ziemia drży pod stopami łzami przesiąknięta,
Pęka z trzaskiem!... i zgrzyta, i - zda się - rozsuwa...
Tobie siebie oddaję z dobytkiem, z bagażem,
Byś mnie siłą czystości w każdym dniu wzmacniała.
Patrząc na Cię przy Tobie, wszak się nie odważę,
By ma dusza od Twojej w drodze odstawała.
Tobie życie zawierzam, pasje i talenty,
I marzenia, zwyczajność przyziemnej tułaczki,
Czas radości jak również przez wrogów przeklęty,
Choćby mieli postrzegać we mnie rys dziwaczki.
Tobie daję w opiekę męża oraz syna
I relacje rodzinne - źródło szczęśliwości.
Niechaj dzień się przy Tobie kończy i zaczyna.
Ucz mnie, Pani Najświętsza!, w trudach cierpliwości.
W Twoje ręce oddaję dziurawą sakiewkę,
By nam chleba nie brakło i dachu nad głową.
Trzymaj gospodarności moją portmonetkę.
Bądź mi wzorem kobiety, ludzkości Królowo.
Kiedy będę się nad czymś w pracy pochylała
Albo nad kimś, kto szuka we mnie pocieszenia,
Obym Ciebie, Mateńko Kochana, widziała,
Obym z Ciebie czerpała natchnienie istnienia.
Póki czas kreśli znaki na bezkresnym niebie
Bądź wciąż przy mnie jakoby przy małej dziecinie,
Abym w oczach Twych, Matko, patrzyła na siebie,
Wiedząc, że dusza moja przenigdy nie zginie.
Niechaj Twoją własnością stanę się, Matuchno,
W Imię Ojca i Syna Twojego, i Ducha.
Z Tobą będę wesoła, nawet!, gdy jest smutno.
Nikt, jak Ty, mnie z najbliższych w żalu nie wysłucha,
Więc się Tobie oddaję i Tobie zawierzam,
Wszystkich, wszystko związane z mym pielgrzymowaniem.
Z Tobą żyć i przy Tobie też odejść zamierzam,
By mnie nie wypłoszyło kogucika pianie.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz