Splatają się dźwięki, mnożą brzemiennością
Niczym filharmonii siłą rozpalane,
Buchają w świat ognia niemal namiętnością
Przez co jest w przestrzeni wszystko zagłuszane.
Echo zaś ów tony falą akustyki
Odbija o brzegi i ciągnie z powrotem,
Dzieląc jak dyrygent wariacje muzyki
Pod kopułą nieba jak szalonym lotem.
Trudno zatem słuchem akord sprecyzować,
Gdyż ambitus nie jest w roju nut wyraźny.
Można się o nazwę ptaków więc targować,
Lecz strzał w tej materii nie musi być trafny.
Pomijam ów temat, bo to nieistotne
Jaka się ptaszyna udziela w orkiestrze,
A wtapiam się w trele z rozkoszą swobodne
I niczego wiedzieć czy posiadać nie chcę.
Wzdłuż krawędzi ścieżki rozkwitają drzewa
W płatkach jak cukrowa wata na patyku.
Wiatr je delikatnie do tańca rozgrzewa,
Ciągnąc je na parkiet na palca haczyku.
Rosą posrebrzane źdźbła niczym organza
Muskane powiewem lekko się kołyszą
W takt muzyki, która zachęca do tanga,
Wadząc się o zaszczyt z dość wstydliwą ciszą.
Me palce od ziemi rytmem oderwane
Z piętą w jednej parze skocznie podskakują
I krokiem radości w drodze zabawiane
Siły grawitacji w ogóle nie czują,
I zda się, że stąpam po tafli gwieździstej...
Ginger Rogers w ramionach Freda Astaire'a,
W białej sukni niemal bezwstydnie przejrzystej,
Co przy piruetach kloszem się otwiera.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz