Kiedyż się, brzozo moja, w listki wystroiła?
Kiedyś kwiatowe sople na się powiesiła,
Co przez które wyglądasz niczym kosz poczwarek?
Ledwo w wiosny czuprynie widać jest że szparę.
Przysiadają na tobie ptaki rozśpiewane,
Krople deszczu konewką nieba przecedzane
I wiatr, który się huśta na twoich gałązkach,
Czy też z włosów słonecznych wyplatana wstążka.
Przez me okno zaglądasz zielenią okryta
I zapachem żywicznym jak mgiełką spowita.
Zdałoby się, iż zmierzasz w falbaniastej sukni
Na bal, który się niesie niczym echo w studni
Trelem dźwięków, szelestów, szumów rozhasanych
Filharmonii talentem wdzięcznie powtarzanych,
Aż się nogi rwą same w radosnych podskokach
Krokiem, co wieńczy wolność, gdyż swobodę kocha.
Obsypujesz się cała opiłkami złota.
Pachniesz, brzozo, zdrowotnie niczym, bergamota.
Ślad na szybach zostawiasz lepkim oprószeniem -
Kotkowatych twych kwiatów żółtawym pyleniem.
Pozwól, że się przysiądę i z tobą pobędę.
Spieszyć się w szarość życia byłoby że błędem.
Powiekami odetnę się od otoczenia,
Czerpiąc snów rozmarzenie z twego, brzozo, cienia.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz