Pójdę do lasu drogą udeptaną,
Krokiem z źdźbeł trawy całkiem oskubaną.
Szpalerem sosen przejdę w głąb gęstwiny,
W serce brzóz, dębów, w zapach borowiny.
Olcha, topola będą mi szumiały,
Buki, osiki i lipy śpiewały
Wiatrem, co z świerków na jodły przeleci,
W jałowcach szepcząc, i ciszę zanęci,
Wzrokiem osiądę na piórach paproci,
Wyrastających z mchu, który się poci
Nadmiarem wody pod nim parującej
I aromatem grzybni zmysł kuszącej.
Przystanę, kiedy konwalie zobaczę,
Łudząc się, że to perłą zieleń płacze,
I woń słodkości spiję z jej kielichów
Pod czujnym okiem sów oraz puszczyków.
Trzaskiem gałęzi pod zuchwałą stopą
Wypłoszę z koron bezczelną ochotą
Drozdy śpiewaki, kosy i bogatki,
I szybujące w przestworzach bez klatki
Wilgi i zięby, sójki i dzięcioły,
By się pojawił rwetes nut wesoły,
I będę pławić się w tejże muzyce,
Aż się bez reszty jej pięknem nasycę!,
Siedząc w szeleście lasu tańczącego
I po błękitach czubkiem piszącego
Ów partytury, które, chłonąc duszą,
Na chwałę Stwórcy że powstawać muszą.
Usiądę dziełem natury kuszona
Na powalone jesionu ramiona
Lekko zmurszałe i próchnem podżarte,
Płótna i pędzla oraz farby warte,
I będę siebie powoli zatracać,
Czując, iż będzie mi się to opłacać,
Bo kiedy wrócę do dżungli z betonu,
Będę ów lasem kwitnąć po kryjomu.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz