Dokąd wypływa statek bladych świateł,
Gdy się latarnia księżyca oddala?
Już port opuszcza... Dokąd płynie zatem?
Ucieka przed nim przerażona fala
Błękitnej toni, którą tnie kadłubem,
Pluszczącym wiatrem, co burty podmywa,
Na pokład cisnąc wody kłęby duże,
Będącej pianą, gdy z pokładu spływa
I skalopsami w przestrzeń odlewana
Zostaje w tyle, sunąc obłokami,
Skrzydłami steru od wręg odrywana,
Kiedy z łoskotem głębię trą bokami.
Horyzont niczym reja rozciągnięty
Wschodzące słońce rozwija jak żagle.
Nad masztem ptasie szybują lamenty,
Które to echo rozmnaża w swym gardle.
Płynie i stępką uderza w przezrocze,
Wznosi się w górę, przestwór odklejając,
Aż pod poszyciem woda wręcz łopocze,
Flagę przez sztormy rwaną przybliżając.
Stopą o reling mocno się zapieram,
Aby nie wypaść przez burtę w dno morza.
Powietrze w piersi nagle mnie rozpiera,
Kiedy jutrzenki spływa na świat zorza.
Wtem!... nagle cicho wokół się zrobiło.
Ocean czasu mój statek pochłania.
Słońce na niebie już się rozgościło
I bezkres życia przede mną odsłania.
Płynę, lecz... dokąd? - tego jeszcze nie wiem.
Znowu do portu na noc sennie wpłynę,
Księżyca łunę zlaną z syren śpiewem
Odczytam jako postoju przyczynę
I z kluz wysunę brzęczące łańcuchy,
Ażeby brzegu bezwiednie nie stracić.
Spokoju wokół zagrzmi odgłos głuchy,
Gdy się kotwica w dno spróbuje zaszyć.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz