Idę wolniutko, stopa przy stopie,
Jakoby plażą wzdłuż linii brzegu.
Oczy w przestrzeni zieleni topię
I błądząc wzrokiem swym bez pośpiechu,
Wypływam w morze pluszczącej trawy,
Co drżącą taflą wibracje płoszy.
Wiatr źdźbła rozciąga, niby łaskawy,
Choć roztrzaskuje kropelki rosy
I mgiełką bryzy wokół rozsiewa,
Którą orzeźwia ciepłe powietrze
I nagle!, wpada w zastygłe drzewa,
I gałązkami niewinnie trzęsie…
Wtem!, horyzonty rozcina połać,
Bo lśniącym lustrem zieleń wylała.
Mogę daremnie pomocy wołać
Gdyż gęstym szeptem mnie przekrzyczała
Korona liści wiatrem szumiąca,
Która się puszy brzemiennym splotem,
Jakby z wikliny łódź dryfująca,
Co brzeg dogania z wielkim kłopotem.
Ocean zda się tonąć w zieleni.
Dziwnie spokojny ziemię pochłania.
Wtem politurą bladych promieni
Drobna wypukłość mi się odsłania
I wiatrem, który w drzewach się schował
Pęcznieje, sunąc, pędząc w mą stronę.
Stoję… i patrzę bez dźwięków słowa.
Rozkładam ręce wiatru spragnione
I czekam cicho, a fala rośnie,
Wznosi się w niebo bardziej wypukła.
Szum wody płynie i coraz głośniej…
Wyrosła z ziemi i bańką puchła,
Jak pompowany balon przezrocza,
Co nagle pęka i mnie pochłania,
I ścianą wody leci z wysoka
Ta fala wiatru, co drzewa skłania
I rozczesuje mi pod stopami
Korony pełne wzburzonych włosów,
Co kłębią, wiją się podmuchami,
Giętkich warkoczy i bujnych loków,
Kwiatem gałęzi, jak morza pianą,
Konarów szumem, szelestem liści
I ich czupryną przez wiatr szarpaną…
Tonie me ciało w płatkach drzew kiści!
Jestem pod wodą w zieleń wtapianą
Wiatrem, co szklane bombki pompuje
I tłucze świstem ciche gałęzie,
I z coraz większym gniewem wiruje,
Drzewa do ziemi naciąga wszędzie…
Wiatr mnie połyka tymi drzewami,
A każda gałąź z nim się siłuje,
Jak koń szarpany w pędzie lejcami,
Co się na wolność wyrwać próbuje.
Grzywa listowia wiatrem smagana
Trzepocze jako sztandar swobody.
Cisza podkową zda się zdeptana.
Wiatr, jak husaria, walczyć gotowy!,
Więc kopytami fale rozcina.
Wzburzone kłębią się drzew korony.
Trawa na piersi płótno rozpina
Niczym przed ludem, co prowadzony
Przez Czerwonego Morza otchłanie
Boskim nakazem dla bezpieczeństwa.
Stoję… i czekam, co też się stanie
W obliczu wiatru szaleństw i męstwa?
Nie czuję strachu oprócz zachwytu.
Podziw mnie ogniem przyjemnym pieści.
W tym akcie siły, w strofach zeszytu
Znaczę nut kilka bojowej pieśni,
Która na ustach wiatru w ataku
Echem przeraża oraz zachwyca.
Nie czuję jednak przed wiatrem strachu.
Porywa serca mojego bicia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz