środa, 26 maja 2021

DUSZA I CIAŁO

Czym, jeśli nie darem i również przekleństwem

Jest dusza, która w ciele się moim zrodziła?

Obarczona udręką, namaszczona szczęściem…

Wiecznie jakby w tym świecie nieobecną była.

 

Gdzieś błądzi w przestrzeniach nad ziemią wzniesiona.

Zagląda przez gwiazdy jak przez dziurkę od klucza

Natchnioną ciekawością bez przerwy kuszona,

Podglądając to, co ją pobudza i wzrusza.

 

Niekiedy się wyrywa nieoczekiwanie,

Zrzucając z siebie ciało jak płaszcz niepotrzebny,

I niesie ją w obłokach wiatru kołysanie

W stan, który dla mej duszy ciągle jest bezsenny.

 

Biega, tańczy i skacze w nagości bezwstydnej

Z wzniesionymi, jak drzewo, bujnymi rękoma.

Czasem niema zastyga w pozycji przedziwnej

Falą ciszy odpływem w nieznane niesiona…

 

Wówczas ciało wygasa i jakby ciemnieje,

Odsuwając się w kąty najmniej uczęszczane,

A za chwilę, gdy dusza w obłokach szaleje!,

Promienieje do życia weną zachęcane.

 

Zda się… żem jest jakoby lekko obłąkaną,

Bo do innych niewiele, wcale niepodobną.

Widzę przecież, jak większość, rzecz niby tę samą,

Lecz w ich oczach nijaką, w moich jednak płodną.

 

Często zatem wybieram ścieżki nielubiane,

Które rzadko przemierza w świadomości stopa,

Które wiją się, kłębią zielem zarastane,

Których wstążka w koronie krzewów kontur chowa.

 

Często zatem zapraszam na spacer samotność –

Nikt mnie bowiem jak ona dobrze nie rozumie.

Obok idzie w zadumie skupiona roztropność,

Melancholia, co wszystko wytłumaczyć umie.

 

Słońce ciało opływa płonącym powietrzem.

Nagle chmury posępne nad głową pęcznieją.

Niebo topi się całe wodospadów deszczem.

Wichry zewsząd jak konie wypłoszone wieją.

 

Ciało ściąga ramiona, siebie chcąc przytulić.

Dusza z niego ucieka ręce rozciągając.

Biegnie pod zadaszenie i do pnia się tuli,

Na dachówki z listowia szczęściem spoglądając.

 

Wydaje się bezpieczna, przed deszczem schowana,

Gdy nagle wiatr w koronę wpada jak szaleniec…

Zatrząsł drzewa czupryną, więc dusza skąpana

Błyszczy w kroplach jakoby radości rumieniec.

 

Wtem wypada i rzuca parasol gałęzi.

Po kałużach stąpając goluteńką stopą,

Pod wiatr jak do kochanka w swym szaleństwie pędzi,

Będąc bezwstydnie nagą i kompletnie bosą.

 

Ciało by pewnie dawno się siebie wstydziło.

Duszy jej stan szaleństwa wcale nie przeszkadza.

Nie chcę myśleć, co też by ze mną tutaj było,

Gdyby nie rozum, który duszy wciąż zawadza.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz