Ach, to moje dzieciństwo w podkolanóweczkach,
W sukience z wisienkami pod kratką kołnierza,
W czerwonych na paseczek z kwiatkiem
sandałeczkach
Skocznym krokiem ścieżyny i drogi przemierza.
Ach, to moje dzieciństwo w kolejce po lody
Na ulicy Łaziennej po mszy odprawionej,
O smaku waniliowym w waflu dla ochłody
Branym z niecierpliwością z dłoni pomarszczonej
Przy odgłosach sierpówki gnieżdżącej w
konarach,
Spod stóp która okruchy muszelek wybiera,
I przy placu kościelnym tonącym w kasztanach,
Przez które na ławeczki słońce się przedziera.
Ach, to moje dzieciństwo w straganach odpustu
Z pierścionkami, z lalkami i obwarzankami
Oraz z watą cukrową, z cukrem pudrem chrustu,
I z piłkami na gumce, z drewna ptaszynami
Pod piórami błękitów śniegiem się prószących
Z siostrą, z braćmi i z mamą, a niekiedy z
tatą,
Wracające do domu krokiem tańcującym
Ulicą Kilińskiego w podwórka bogatą.
Ach, to moje dzieciństwo z Gosią i z Beatą,
Z Anią z drugiego piętra, z Kasią z klatki
obok,
Z Marleną oraz z jej młodszą siostrą Agatą
Biegające po łące golusieńką stopą
Lub grające w dwa ognie, w gumę albo w klasy,
Wiszące na trzepaku do góry nogami,
Niosące w torbach, w koszach prowiantu zapasy,
By bawić się na kocach w trawie pod torami.
Ach, to moje dzieciństwo w drugiej ławce w
szkole,
Nad którą czuwała Emilia Broel – Plater,
Ze skupieniem ambitnym na poważnym czole,
Pod którym się kłębiły pomysły pstrokate,
Pachnące ołówkami, kredkami, farbami,
Drukiem w książkach, co w szary papier
obłożone,
Idące z pełnymi na plecach tornistrami
I mimo obowiązków pięknem otulone.
Ach, to moje dzieciństwo z nieszczęściami w
domu,
Z dojrzałością duszy w bezbronnym jeszcze ciele
Nie zdradzające prawdy ze wstydu nikomu,
Dźwigające w swym sercu więcej niźli wiele
I ukryte w ramionach współcierpiącej mamy,
Dławiące się goryczą pod maską radości
Jakby trądem przez ludzi za próg wypychany
Skażony bachor – obiekt okrutnej podłości.
Ach, to moje dzieciństwo… Niechże je przytulę,
Trzymając na kolanach ze szczerą wdzięcznością,
Obcałuję po włosach hojnie oraz czule,
Ukoję mego serca wrażliwą miłością.
Ach, to moje dzieciństwo… ciągle we mnie gore,
Choć już duszy i ciało dorównało wiekiem.
Bagaże jego ciężkie, większe niźli spore…
Dzięki niemu dziś jestem prawdziwym człowiekiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz