Gutek
chciał się ożenić, bo miał dość szarości
I
w stanie kawalerskim swojej codzienności.
Marzył
mieć żonę w domu, co mu ugotuje,
Posprząta
i upierze, dzieci przypilnuje,
A
do tego mu wierną będzie po wiek wieków
Mimo
jego wad wszelkich, skłonności do grzechów.
Szukał
zatem po świecie Gutek kandydatki,
Aż
się mu w tym procesie rozsypały gatki.
Wrócił
zatem do domu ze spuszczoną głową,
Zaczął
się na los skarżyć okrutny na nowo,
Aż
się echem te wieści wszem wobec rozsiały
I
do losu z pretensją gniewnie zapukały,
Na
co dola-niedola usta swe przetarła,
Bo
coś, siedząc pod kuchnią, z apetytem żarła.
Jak
się o tym zwiedziała, że Gutek narzeka
I
że na nią się skarży, i że na nią szczeka,
Zarzuciła
na włosy siwe chustę z wełny,
Wzięła
w tobół baniaczek alkoholu pełny
I
ruszyła w pośpiechu do chałupy Gutka,
A!,
że droga do niego niedługa, a krótka,
To
przed progiem stanęła, do drzwi kołatając,
Po
czym wlazła do izby, na nic nie czekając,
I
przy stole usiadła, baniaczek wyjęła.
„Zimno,
brudno u ciebie jak jasna cholera! –
Wtem
się nagle odzywa, ze snu Gutka budząc,
Widząc
jak to wygląda, niczym się nie łudząc –
Podaj
– nagle powiada – dwie czyste szklaneczki.
Napijemy
się Guciu z cukru naleweczki.
Wyjmij
pęto kiełbasy oraz kromkę chleba,
Bowiem
zacier drożdżowy brzuch mocno zagrzewa.”
Gutek
z łóżka się zebrał, do stołu zasiada
I
o swoich marzeniach szczerze opowiada,
A
do tego wybrankę swoją opisuje
I
bimberkiem się chętnie, zachłannie częstuje.
„Taką
żonę – bełkotem kończy swe wywody –
Chciałbym
mieć koło siebie, choć nie jestem młody.”
„Skąpa
twoja oferta, wymagania wielkie.
Chciałbyś
mieć kosztem baby niebanalne szczęście –
Dola-niedola
siedzi, kreśląc sytuację
I
tak oto w powadze kreśli swoje racje –
Chciałbyś
żonę, co jeszcze z żadnym to nie była,
Aby
dzieci dla ciebie w wierności rodziła.
Chciałbyś
mieć posprzątane i wszystko uprane,
Dobrze,
smacznie i zdrowo też ugotowane.
Chciałbyś
żonę, co w ciebie jest tylko wpatrzona,
Z
tobą zgodna i schludna, mądrze ułożona…”
„Niemożliwe
to wszystko?!” – Gutek w troski wkracza
I
zmartwienie westchnieniem bezradnym ogłasza.
„Znam
że jedną, co nada się do takiej roli.
Mądra,
schludna i wierna, pracy się nie boi.
Z
żadnym jeszcze uciechy nie posmakowała
I
czystości dla męża wiernie dochowała.
To
podeślę ci – dola-niedola powiada –
Tę
panienkę Zuzannę, jak ci odpowiada.”
Gutek
ręce zaciera, głową przytakuje
I
kolejną szklaneczką bimbru się częstuje…
A,
gdy z kaca się zbudził miał gromadę dzieci,
Czyste
okna, przez które słońce jasne świeci,
Gar
na kuchni, co strawą ponętnie paruje,
I
kobietę, co tyłem, bieliznę prasuje.
Oczy
przetarł z niewiarą, że już ożeniony,
Więc
podchodzi w podskokach z radością do żony,
Dłonie
na piersi kładzie, co się wylewają,
Bo
dorodne, więc ręce ledwo je trzymają,
I
gdy usta wysunął by ją pocałować,
I
za wszystko, co robi szczerze podziękować,
Nagle
wrzasnął!, zlękniony jak zając spłoszony,
Bo
aż takiej paskudnej nie chciał że mieć żony,
Więc
w te pędy do doli-niedoli wyruszył,
Bo
na marzeń spełnienie strasznie się obruszył.
Pięścią
w drzwi mocno wali, do środka wchodzi,
Krzycząc
w progu: „Kochana!, tak to się nie godzi.”
Na
co dola-niedola, ręce rozkładając,
Mówi:
„Żony dla ciebie wśród panien szukając,
Przeczesałam i miasta oraz wszystkie wioski,
Ciągnąc
za sobą wszelkie utrapienia, troski,
Bowiem
twe wymagania z cudem graniczyły
I
nie miałam już szukać nadziei ni siły.
Sam żeś pragnął Zuzanny!, co mieszka za płotem,
Która
za mąż pójść miała niemałą ochotę.”
„Lecz
szkaradna jest bardzo, aż we dnie mnie straszy.”
„Znaleźć
pannę dla ciebie, nie wiesz, co to znaczy –
Tak
się dola-niedola w te słowa odzywa –
Choć
urodą nie grzeszy, wiele cnót ukrywa,
Więc do narzekania nie masz że Gutku prawa,
Zwłaszcza!,
że twoje życie to wieczna zabawa.
Wszystko
w domu ogarnia bowiem twoja żona,
Która
wciąż jest życzliwa, chociaż umęczona.”
„Fakt
– wtem Gutek przyznaje – kobita robotna,
Z
wielu zalet niemalże do świętej podobna,
Ale
patrzeć w jej oczy,… aż strach mnie przeszywa.
Piękno
ducha pod buzią paskudną się skrywa.
Co
mi na to poradzisz dolo, ma niedolo?
Kiedy
patrzę na żonę wnętrzności mnie bolą.” –
Tak
się Gutek uskarża na swoje strapienie.
„Jest
no jedno w tej sprawie mądre ozdrowienie!” –
Nagle
dola-niedola pomysł swój podsuwa
I
powieki Gutkowi, jak błotem, opluwa,
Po
czym chłop okiem patrzy,… nie widzi niczego?!
„Cóżeś
mi uczyniła na domiar że złego?!”
„Mówiłeś
mi, że na żonę patrzeć już nie możesz.
Pomyślałam,
iż wcale nie będzie ci gorzej,
Jeśli
oczy w małżeństwie ci bielmem zarosną
I
w spokoju ciemności na wiek wieków spoczną.
Patrzeć
na nią nie będziesz, by siebie nie straszyć.
Lęk
przed żoną w ciemności oczu możesz zaszyć.
Teraz
tylko docenić czas ci jej zalety,
Gdyż
do szczęścia nie trzeba wszak innej podniety,
A
poza tym jej wiernym wreszcie może będziesz,
Zamiast
biegać bez majtek za każdą i wszędzie.”
Gutek
wrócił do domu, drogę obmacując,
I
że skarżył na żonę, ogromnie żałując.
Nie
przebieraj bez przerwy, jeśli wad masz wiele,
By
cię w czymś nie dorwali niedoli mściciele.
Ideałów
wszak nie ma wbrew oczekiwaniom.
Taką
żonę masz chłopie, boś zasłużył na nią.
Jaka
ci się trafiła, doceń i uszanuj,
I
nad ostrym językiem przyzwoicie panuj,
Abyś
czego na siebie nie ściągnął przypadkiem.
Jesteś
mężem, więc życie nie może być gładkie.
Zważ
na plusy, minusy życia kawalerem.
Jesteś
mężem i ojcem, a mógłbyś być zerem,
A
więc nie masz powodu, by ciągle narzekać.
Dobre
chwalić potrzeba a gorsze przeczekać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz