Krystyna
miała sukces, miała powodzenie,
W
mediach – częstsze niż w życiu – w blasku gwiazd istnienie.
W
każdym miejscu, w którym by Krysia się zjawiła,
Adorowaną
bardzo i chwaloną była.
Rosła
więc w przekonaniu, że ma wartość wielką –
O
mało jej z tej dumy serducho nie pękło.
Dobrze
wiodło się Krysi w teatrze i w kinie.
„Wszystko
zdechnie, a o mnie sława nie przeminie” –
Tak
myślała o sobie Krysia bez skromności
W
przypływie narcystycznej niemalże miłości.
Na
każdego wręcz z góry pogardą zerkała,
Ludzi
innych profesji brzydko traktowała.
Gdy
zmieniły się czasy, zamknęli kulturę,
Krysia
nagle straciła swą ważną figurę.
Każdy
myślał o życiu, nie o Krysi sławie,
Każdy
o jej istnieniu zapomniał że prawie.
Do
teatru i kina już nie przychodzili,
Gdyż
uwagę na covid w przestrachu zwrócili.
Media
nawet ogłuchły na Krysi sukcesy,
Więc
kurczyły się drobne z jej dziurawej kiesy.
Wtem
na szklanym ekranie Krysia się pojawia
I
w tych słowach roszczenia bezwstydnie przedstawia:
„Do
dotacji mam prawo choć kilku milionów.
Ja
nie mogę wszak stracić teatrów i domów.
Wspierać
sztukę wypada wam obywatelom! –
Tu
rzuciła figlarnie i „-urwą”, „cholerą” –
Apeluję
i żądam zdrowego rozsądku!
To,
że mi nie płacicie, nie jest że w porządku!”
„Za
co?! – któryś się z tłumu bezczelnie wyrywa –
Pani
nic że nie robi i nigdzie nie grywa.
Za
siedzenie w mieszkaniu mnie przecież nie płacą.
Pani
dadzą pieniądze… A ja żyć mam za co?!”
„Cham
bezczelny! – się Krysia wzburzona odzywa –
Że
pan nie masz?!... No, trudno. Tak to w życiu bywa.
Trzeba
było artystą zostać, nie kucharzem!
Co
ja panu w tej sprawie, mój drogi, poradzę?”
„Ja
tę panią popieram!” – z tłumu się wyłania
Taki
malarz uliczny w zszarpanych ubraniach,
Co
maluje, rzucając na płótno farbami,
Co
handluje latami dwoma obrazami,
Których
nikt nie chce kupić, bo nic w nich nie widzi,
A
jak stanie, popatrzy na obraz, to szydzi,
Że
talentu w tym nie ma, a tylko zawzięcie
I
do bycia artystą uparte zacięcie.
„Sztukę
trzeba wam wspierać! – Krysia wciąż wygłasza
I
malarza z ulicy do siebie zaprasza,
Po
czym palcem wskazuje na jego mazaje –
Sztuka bowiem kreuje wyższe obyczaje!”
"Ja na chleb dzieciom nie mam, a mam dać leniwym?!
Jak
ktoś chce, niech pracuje i będzie uczciwym!
Żadna
praca nie hańbi! – krzyczy ktoś z oddali –
I
nie tylko artyści bez pracy zostali!”
Nagle
Krysia popycha malarza w tłum ludzi,
Gdyż
się w sercu jej hiena gniewem szczuta budzi.
„Mnie
się wszystko należy, bo ja gwiazdą jestem! –
Wtem
wskazuje przed siebie agresywnym gestem
Na
pianistę, co sławę swą po świecie rozsiał,
A
tym gestem do kadru wyciągnięty został –
Czy
ten człowiek – powiada – ma żyć bez pieniędzy
I
choć znany wszem wobec ma umierać w nędzy?! –
Wtem
pianista do Krysi coś dyskretnie szepcze.
Widać,
że jest wstrząśnięty i mówić nic nie chce –
Głośno
powiedz!” – Krystyna upiera się gniewnie.
„Mnie
– pianista więc mówi – ciągniesz niepotrzebnie.
Prawdą
jest, że w pandemii rzadko koncertuję,
Jako
kurier na życie codzienne pracuję.
Więc
niewiele mam w sprawie tej do powiedzenia. –
Tu
ukłonił się nisko i rzekł – Do widzenia.”
Krysia
nagle zamarła zaskoczona słowem.
Oddech
traci, bezwiednie chwyta się za głowę –
„Pozwolicie,
– powiada – by taki artysta,
Wszędzie
znany na świecie wybitny pianista
Tak
poniżał się pracą zwykłego kuriera?!”
A
pianista na Krysie z wyrzutem spoziera
I
powraca w kadr, gniewnie za mikrofon chwyta –
„Powiem
krótko każdemu, kto mnie o to spyta:
Jestem
zdolny, to prawda, lecz na szczęście zdrowy,
By
pracować uczciwie w czas trudny gotowy.
Jasnym
niechaj zostanie, że się ja nie wstydzę
Żadnej
pracy uczciwej również się nie brzydzę.
Los
nam życie wywrócił, lecz zdrowie zostawił.
Czas
pandemii okrutnie się z nami rozprawił,
Ale
czy to oznacza, że mam siedzieć w domu
I
z portfela obcego skubać po kryjomu?!
W
czymże gorszy jest człowiek fizycznej roboty?
On
ma swoje zmartwienia, ja swoje kłopoty.
Jeśli
on może robić, czemu ja nie mogę?
Z
jego sakwy wybiorę – czy mu tym pomogę,
Czy
go raczej na gorsze zmartwienia narażę
I
do siebie uprzedzę, i do siebie zrażę?!
Wolę
mieć na sumieniu mniejsze przewinienia.
Tyle
mam w owej sprawie wszak do powiedzenia.”
Po
tych słowach pianista zniknął za zakrętem.
Krysia
wrze od środka i gniewem, i wstrętem.
Tłum
się nagle odsunął, a Krysia została,
Roszczeniami
w przestrzenie milczące wrzeszczała.
Czyś
jest rolnik, czy lekarz, szewc albo artysta –
Prawda
jedna jest tylko oraz oczywista:
Tacy
sami jesteśmy w obliczu kryzysu,
Więc
nie składaj pod bzdurą swojego podpisu.
Zejdź
z obłoków, gdy trzeba, i weź się do pracy.
Żeś
jest brudny od smaru – nic złego nie znaczy.
A,
jak drżysz, że ci spadnie z twej głowy korona,
To
zabezpiecz ją gumką – metoda sprawdzona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz