środa, 26 maja 2021

WIĘŹ

mojej mamie Zofii

I pomyśleć, gdy patrzę na Twe szorstkie dłonie

W rękawiczkach dzierganych nitką przemijania,

Że kołyską mi były bezpieczną wszak one

I pomocą, grzebieniem do włosów czesania,

 

Że z nich brałam truskawki, chleb czy szklankę mleka,

W nie wsiąkała sprawdzana gorączka na czole,

Że mnie dotąd w nich ciepło serca Twego czeka,

Że je w ręce z wdzięcznością i miłością biorę.

 

I pomyśleć, gdy patrzę w Twe płowe źrenice,

Że w nich nadal dostrzegam twarz małej dziewczynki.

Co w nie spojrzę, to zawsze się szczerze zachwycę

Na te nasze Mamusiu kochana wspominki.

 

Nadal patrzysz się na mnie jak na małe dziecko,

Aż się we mnie dzieciństwo budzi rozhasane,

Szczęście moje banieczką mydlaną rozpierzchło

I unosi się w niebo wiatrem kołysane.

 

I pomyśleć, gdy patrzę na Twe drobne ciało

W pergaminie Twej skóry życiem zapisanym,

Że me ciało w Twym łonie rosło, dojrzewało

Pod Twym sercem bijącym, kochaniem rozgrzanym,

 

Że Twą piersią karmione, w ramionach trzymane

I noszone nad ziemią w ust Twych pocałunkach…

Dziś, choć niby radzące dobrze sobie same,

Lgnie do ciała Twojego po wszelkich sprawunkach.

 

I pomyśleć, że niby dwie różne osoby:

Matka – córka jak gdyby w swym odbiciu lustra…

Tyś jest pędem, z którego wyrasta pąk nowy,

Więc bez Ciebie ma dusza byłaby że pusta.

 

Gdybym mogła odwrócić dzisiaj role nasze,

Wzięłabym Cię w ramiona, by nosić na rękach.

Ułomności wszak Twoich ja się nie wystraszę

I kochałabym Ciebie w radościach, w udrękach,

 

Jakbyś była mi dzieckiem o siwiutkiej skroni,

Które trzeba nakarmić, ubrać, przypilnować.

Spijam siłę Mamusiu z Twej zmęczonej dłoni.

Na samotność nie będziesz przenigdy chorować.

 

Tylko zechciej w pokorze przyjąć tę odwrotność,

Aby poczuć miłości smak, który mi dałaś.

Niech doradcą Ci będzie nie! upór – roztropność,

Przecież kocham Cię Mamo, jak Ty mnie kochałaś.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz