Pocztówki na lodówce, zdjęcia niemal wszędzie
Jak fragmenty przeszłości posklejane w całość,
Roztrzaskany wazon, z którego nic nie będzie,
Oraz przesadna nad nim w rozczuleniu dbałość;
W oknach stare firanki w szarości i smutku,
Na parapetach skrzynki z kłykciami po kwiatach…
Ktoś się w domu przemyka, jak duch, powolutku
Przemierzając samotnie cztery ściany świata,
A po chwili się w kuchni ujawnia posturą
Przygarbionej staruszki z konewką w uścisku
I swą drobną, i kruchą jak trzcina figurą
Zastyga w zamyśleniu nad nadawcą listu.
Wtem kot, który na stole, łasi się, przytula,
Mrużąc oczy z pomrukiem i zadowoleniem.
Starsza pani kopertę do piersi przytula
I dotyka palcami znaczka ze wzruszeniem,
Po czym siada przy stole w głębokiej zadumie,
Z ostrożnością wyciąga zawartość z koperty
I po wersach na wstępie, które odczytuje,
Głodnym okiem pochłania zdań wszelkie sekrety,
A po chwili… wzrok w niebo unosi przez okno,
Co na oścież otwarte wiatr w gości zaprasza.
Oczy, widać, wzruszone, lecz łzami nie mokną,
Chociaż duszę żal gnębi i obficie zrasza…
I ponownie spojrzeniem splot liter dotyka,
Jakby chciała wydobyć zeń głos dobrze znany.
Wtem!, wyrywa ją z transu gwizdanie czajnika.
Niesie w dłoni kubeczek wrzątkiem napełniany,
Później czajnik odstawia i siada przy stole,
I rękoma wygładza kartkę w różne strony,
Jakby była skupiona bez reszty w mozole,
Rozciągając na blacie list dłońmi pieszczony,
I w momencie zastyga jakby oderwana
Od wszystkiego, co wokół ją zewsząd otacza.
Widać, że wspomnieniami jest teraz smagana…
Wyraz twarzy jej podróż w minione oznacza.
Kot się główką do skroni staruszki przymila,
Jakby chciał ją pocieszyć w tej martwej godzinie.
Starsza pani refleksję natychmiast ucina
I podaje konserwę do miski kocinie,
Po czym siada do stołu popijając… kawę?,
Błądząc tęsknym spojrzeniem za ptakiem w odlocie.
Czy właśnie w takiej chwili zdaje sobie sprawę,
Iż patrzę na nią z zewnątrz, stojąc przy jej płocie?...
Podnosi się niemrawo i z kuchni wychodzi,
Trzymając w dłoni listu kartkę i kopertę.
Kot wskoczył zwinnie na stół, do okna podchodzi
I siada pośród donic jak na miejsce święte.
Przyglądam się mu chwilę i on na mnie patrzy,
Jakby był zaskoczony moją ciekawością.
Świadoma, że ta scena wiele dla mnie znaczy –
Spotkanie w cztery oczy z czyjąś samotnością,
Odchodzę... i przed siebie ruszam w zamyśleniu
I w dziwnym przekonaniu, że siebie widziałam.
Jak wiele dała siebie ta pani drugiemu,
Że dziś, jako staruszka, sama pozostała?...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz